|
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Alternative Rock
Ilość torrentów:
305
Opis
...( Info )...
Artist: VA Title: Sounds From The Matrix 025 Year: 2024 Genre: alternative, dark wave, ebm Country: Brussels, Belgium Duration: 19 / 01:17:14 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 ...( TrackList )... 1. The Breath Of Life - Down We Go [4:15] 2. Hanging Freud - Falling Tooth [4:28] 3. Psy’aviah Feat. Sorrow Stories - Heaven Is Not Enough [5:51] 4. The Names - Apophenia [2:32] 5. The Ultimate Dreamers - Piano Ghost (Rough Mix) [3:42] 6. ImJudas - Go Away [3:00] 7. Lovelorn Dolls - A Heart Cries [3:26] 8. Freakangel - Death Bloom [3:32] 9. The True Union - Blinded [4:22] 10. Neikka RPM - Sharp As Lies [3:25] 11. Acylum - Oder Tod [4:34] 12. Miseria Ultima - Sworn To Control [3:57] 13. Avarice In Audio - Faith [4:41] 14. Noemi Aurora - Shining [4:58] 15. Elektrostaub Feat. Richard Bjшrklund (Spektralized) - You Are My Angel (Short Edit) [3:28] 16. Entrzelle - Hero (Matrix Edit) [4:56] 17. Elektroklдnge - Bordcomputer (Radio Edit) [3:42] 18. 808 Dot Pop - FM-AM [3:38] 19. Metroland - Cooperation In A Fragmented World [4:56]
Seedów: 14
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-03 00:30:54
Rozmiar: 178.92 MB
Peerów: 1
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Z dwóch albumów pod tytułem Let It Be lepszy jest ten młodszy. Fakt, byli tacy Liverpoolczycy – ich nazwiska pominę, by nie przysparzać im zbędnej reklamy – którym zdarzało się wymyślić, napisać, zagrać, nagrać i wydać parę rzeczy genialnych, jednak akurat nie pod tym tytułem. Natomiast Minnesotczykom z The Replacements właśnie na Let It Be udało się przeskoczyć samych siebie i przejść do historii z gitarami w rękach. Założę się o dowolną sumę w dowolnej walucie, że – może oprócz samych mieszańców owego stanu – więcej ludzi umie wskazać na mapie Kalifornię, Teksas czy Florydę niż Minnesotę. Ani nie wyróżnia się kształtem, ani rozmiarem, ani skrajnym położeniem. Nie ma tam niczego o takiej rozpoznawalności jak Golden Gate, jak Cape Canaveral, jak napis Hollywood. Dotykając się jednym bokiem z Kanadą, Minnesota leży tak daleko na północy, że zimą jest mroźniejsza niż Moskwa. A jednak nie powinna być całkiem anonimowa. Jej ślad można znaleźć w każdym polskim markecie budowlanym, gdzie na wielu taśmach, klejach i foliach stoi czerwone logo 3M, skrótowiec od Minnesota Mining and Manufacturing Company. Można też wspomnieć, że pochodzi stamtąd pewien literacki noblista, sędziwy, lecz jeszcze na chodzie; działa pod pseudonimem artystycznym Bob Dylan. Pochodził też Prince, dodajmy dla porządku. Oraz Hüsker Dü, który to zespół jeszcze nie ma recenzji na Artrocku, lecz solowy debiut jego lidera owszem. I tu jesteśmy już bardzo blisko właściwego tematu w czasie i przestrzeni. Gdyż zarówno Hüsker Dü jak i The Replacements powstali w 1979 roku, w oddzielonych tylko rzeką bliźniaczych miastach Saint Paul i Minneapolis. Podobnie debiutowali w hardcore punku, by prędko zmelodyjnieć i zająć znaczące miejsca na mapie amerykańskiego rocka alternatywnego. Znali się i poniekąd rywalizowali. I tak się składa, że jedni i drudzy swoje najlepsze albumy wydali w 1984. Let It Be to nie jest oczywiście przypadkowa nazwa płyty. Wzięła się stąd, że gdy zdesperowani muzycy szukali tytułu – co wydaje się całkiem proste, dopóki nie trzeba tego samemu zrobić – w końcu zdecydowali się pożyczyć / ukraść (niepotrzebne skreślić) tytuł pierwszej piosenki, którą zagra radio. Zagrało tę, która zaczyna się wersem: When I find myself in times of trouble. I tak zostało. Całkiem spójnie z autoironiczną nazwą grupy, która już na afiszu miała sugerować, że niestety, prawdziwy band nie przyjechał, jesteśmy tylko my w zastępstwie. Jak się nie podoba, to wypad. Faktycznie widzowie wypadali, przynajmniej niektórzy, zwłaszcza gdy The Replacements byli jeszcze mniej trzeźwi niż zwykle i mieli trudności z trafieniem w te takie, noo, długie, cienkie, metalowe… O, struny! Tak, czasem mieli problem trafić w struny. Innym problemem z punktu widzenia ortodoksyjnej punkowej publiczności była skłonność grupy do przekornego grania coverów najmniej odpowiednich piosenek. Owi ortodoksi może i słyszeli, że punk to podejście, a nie styl, jednak najwyraźniej ich to nie przekonało. The Replacements mieli dla nich za długie włosy, za jasne ciuchy i za ładne melodie. W takim otoczeniu chłopcy z zespołu uznali, że mają to w dupie i będą grać, jak im się podoba, a nie strzec czystości gatunku. Skoro umieją pisać – zwłaszcza wokalista Paul Westerberg, stopniowo przejmujący dowodzenie – zaraźliwe piosenki, czego większość ludzi nie umie, to żal byłoby nie skorzystać. Zanim się rozpadli, nagrali z tym podejściem kilka dobrych płyt. I jedną wybitną. Właśnie tę, na której okładce siedzą na daszku. Zainteresowanym podaję adres domu z daszkiem: 2215 Bryant Avenue S, Minneapolis, MN 55405. Dwa lata temu sprzedano go za 64.200 dolarów. Co prawda gdzieś między 1984 rokiem a teraźniejszością zniknęły strome schodki, ale reszta wygląda wielce podobnie. Oczywiście sami muzycy wyglądają zgoła inaczej. Gitarzysta Bob Stinson jest wręcz martwy od ćwierć wieku. Jego młodszy brat Tommy, wówczas nastolatek, ma się dobrze i dalej basuje, w tym przez 16 lat w Guns N’ Roses. Chris Mars zamienił perkusję na malarskie pędzle, natomiast frontman Paul Westerberg nagrywa w piwnicy i sprzedaje piosenki przez Bandcamp. Na poprzednim albumie grupy – Hootenany z 1983 – znalazł się taki wers: Label wants a hit and we don't give a shit. I faktycznie, mainstreamowej sławy The Replacements nigdy nie osiągnęli, ani jej nie chcieli. Z pełną premedytacją sabotowali swoje szanse na bycie gwiazdami. Szacunek! A przy tym wszystkim sporo ich piosenek wpada w ucho tak, jak porządny przebój powinien. Czerpią inspiracje z tak wielu źródeł jednocześnie, że efektem jest oryginalność. To dlatego do nazwania takiej muzyki wymyślono wówczas nowy termin alternative rock. To piosenki pod wysokim napięciem, hałaśliwe i chwytliwe. Na punk mają za dużo powietrza, na pop są zbyt szorstkie, zwłaszcza że pasji dodaje im głos Westerberga, określony przez kogoś jako gardłowy skowyt nastolatka, choć ja raczej powiedziałbym, że miał wdzięczny młody tenor przyprawiony chrypką, ale wcale nie przesadną, najwyżej pół cobaina. Świetnie pasuje do albumu, który brzmi całkiem jak uczucie dojrzewania wyryte w winylu. I Will Dare, jedyny tutejszy singiel, w paru rankingach został najlepszą piosenką The Replacements i zupełnie się nie dziwię, nawet jeśli sam zagłosowałbym inaczej. Jego się nie zapomina. Favorite Thing ma zabójczy refren. We’re Coming Out oraz Tommy Gets His Tonsils Out zaczynają się jak punkowa rzeźnia, lecz kończą się zgoła inaczej. Androgynous jest zgoła inne już od początku, z fortepianem, szczotkami na perkusji i tekstem, który wyprzedził swoje czasy o jakieś 35 lat, a w warunkach reaganowskiego backlashu musiał unieść kilka zdziwionych amerykańskich brwi. Black Diamond to jedyna w zestawie cudza kompozycja, Kissów. Wersja skrócona i unowocześniona, co w sumie brzmi jak NWoBHM. Wolałbym własny utwór w tym miejscu, choćby wydany dopiero na remasterze odrzut Perfectly Lethal, który po lekkim dopracowaniu wpasowałby się jak ta lala. Unsatisfied zawiera duże stężenie gitary akustycznej i melancholii, stosownie do tytułu. Przy czym pozwolę sobie fachowo wtrącić, że melancholia zespołu postpunkowego to zupełnie co innego niż bezjajeczne plumkanie jakiegoś gogusia w telewizji śniadaniowej. Seen Your Video jest głównie instrumentalne. Gitarowa rozkosz. Bob Stinson w życiu nie ślizgał się po gryfie z lepszym efektem. Gary’s Got a Boner to dwuipółminutowa czadowa piosenka o erekcji. Sixteen Blue jest w najbardziej oczywisty sposób inspirowane latami sześćdziesiątymi. Wreszcie finałowe Answering Machine składa się z bardzo niewielu ścieżek, może czterech, z czego w pełnej głośności są dwie. Na jednej Stinson hałasuje na gitarze elektrycznej, a na drugiej Westerberg wkłada całe serce i płuca w wyrażenie nienawiści do automatycznej sekretarki. Mnie przekonuje. How do you say I miss you to an answering machine? I to wszystko. Jedenaście piosenek, trzydzieści trzy minuty, żadnej pozycji na listach Billboardu w 1984, ale za to świetne miejsca na mnóstwie retrospektywnych list przez następnych czterdzieści lat, a nawet własna monografia. W sumie żadnego powodu do bycia unsatisfied – zarówno dla twórców, jak i dla słuchaczy tego innego Let It Be. Tyrystor ..::TRACK-LIST::.. I Will Dare 3:11 Favorite Thing 2:17 We're Comin' Out 2:20 Tommy Gets His Tonsils Out 1:51 Androgynous 3:14 Black Diamond 2:36 Unsatisfied 3:58 Seen Your Video 3:05 Gary's Got A Boner 2:25 Sixteen Blue 4:21 Answering Machine 3:37 ..::OBSADA::.. Chris Mars - drums, vocals Bob Stinson - lead guitar Tommy Stinson - bass guitar, vocals Paul Westerberg - lead vocals, rhythm guitar, piano, mandolin on 'I Will Dare', 12-string electric guitar on 'I Will Dare', lapsteel on 'Unsatisfied', production Additional musicians: Peter Buck - guitar solo on 'I Will Dare' Chan Poling - piano on 'Sixteen Blue' https://www.youtube.com/watch?v=VpN5e5i32Ys SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-30 16:51:16
Rozmiar: 79.60 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Z dwóch albumów pod tytułem Let It Be lepszy jest ten młodszy. Fakt, byli tacy Liverpoolczycy – ich nazwiska pominę, by nie przysparzać im zbędnej reklamy – którym zdarzało się wymyślić, napisać, zagrać, nagrać i wydać parę rzeczy genialnych, jednak akurat nie pod tym tytułem. Natomiast Minnesotczykom z The Replacements właśnie na Let It Be udało się przeskoczyć samych siebie i przejść do historii z gitarami w rękach. Założę się o dowolną sumę w dowolnej walucie, że – może oprócz samych mieszańców owego stanu – więcej ludzi umie wskazać na mapie Kalifornię, Teksas czy Florydę niż Minnesotę. Ani nie wyróżnia się kształtem, ani rozmiarem, ani skrajnym położeniem. Nie ma tam niczego o takiej rozpoznawalności jak Golden Gate, jak Cape Canaveral, jak napis Hollywood. Dotykając się jednym bokiem z Kanadą, Minnesota leży tak daleko na północy, że zimą jest mroźniejsza niż Moskwa. A jednak nie powinna być całkiem anonimowa. Jej ślad można znaleźć w każdym polskim markecie budowlanym, gdzie na wielu taśmach, klejach i foliach stoi czerwone logo 3M, skrótowiec od Minnesota Mining and Manufacturing Company. Można też wspomnieć, że pochodzi stamtąd pewien literacki noblista, sędziwy, lecz jeszcze na chodzie; działa pod pseudonimem artystycznym Bob Dylan. Pochodził też Prince, dodajmy dla porządku. Oraz Hüsker Dü, który to zespół jeszcze nie ma recenzji na Artrocku, lecz solowy debiut jego lidera owszem. I tu jesteśmy już bardzo blisko właściwego tematu w czasie i przestrzeni. Gdyż zarówno Hüsker Dü jak i The Replacements powstali w 1979 roku, w oddzielonych tylko rzeką bliźniaczych miastach Saint Paul i Minneapolis. Podobnie debiutowali w hardcore punku, by prędko zmelodyjnieć i zająć znaczące miejsca na mapie amerykańskiego rocka alternatywnego. Znali się i poniekąd rywalizowali. I tak się składa, że jedni i drudzy swoje najlepsze albumy wydali w 1984. Let It Be to nie jest oczywiście przypadkowa nazwa płyty. Wzięła się stąd, że gdy zdesperowani muzycy szukali tytułu – co wydaje się całkiem proste, dopóki nie trzeba tego samemu zrobić – w końcu zdecydowali się pożyczyć / ukraść (niepotrzebne skreślić) tytuł pierwszej piosenki, którą zagra radio. Zagrało tę, która zaczyna się wersem: When I find myself in times of trouble. I tak zostało. Całkiem spójnie z autoironiczną nazwą grupy, która już na afiszu miała sugerować, że niestety, prawdziwy band nie przyjechał, jesteśmy tylko my w zastępstwie. Jak się nie podoba, to wypad. Faktycznie widzowie wypadali, przynajmniej niektórzy, zwłaszcza gdy The Replacements byli jeszcze mniej trzeźwi niż zwykle i mieli trudności z trafieniem w te takie, noo, długie, cienkie, metalowe… O, struny! Tak, czasem mieli problem trafić w struny. Innym problemem z punktu widzenia ortodoksyjnej punkowej publiczności była skłonność grupy do przekornego grania coverów najmniej odpowiednich piosenek. Owi ortodoksi może i słyszeli, że punk to podejście, a nie styl, jednak najwyraźniej ich to nie przekonało. The Replacements mieli dla nich za długie włosy, za jasne ciuchy i za ładne melodie. W takim otoczeniu chłopcy z zespołu uznali, że mają to w dupie i będą grać, jak im się podoba, a nie strzec czystości gatunku. Skoro umieją pisać – zwłaszcza wokalista Paul Westerberg, stopniowo przejmujący dowodzenie – zaraźliwe piosenki, czego większość ludzi nie umie, to żal byłoby nie skorzystać. Zanim się rozpadli, nagrali z tym podejściem kilka dobrych płyt. I jedną wybitną. Właśnie tę, na której okładce siedzą na daszku. Zainteresowanym podaję adres domu z daszkiem: 2215 Bryant Avenue S, Minneapolis, MN 55405. Dwa lata temu sprzedano go za 64.200 dolarów. Co prawda gdzieś między 1984 rokiem a teraźniejszością zniknęły strome schodki, ale reszta wygląda wielce podobnie. Oczywiście sami muzycy wyglądają zgoła inaczej. Gitarzysta Bob Stinson jest wręcz martwy od ćwierć wieku. Jego młodszy brat Tommy, wówczas nastolatek, ma się dobrze i dalej basuje, w tym przez 16 lat w Guns N’ Roses. Chris Mars zamienił perkusję na malarskie pędzle, natomiast frontman Paul Westerberg nagrywa w piwnicy i sprzedaje piosenki przez Bandcamp. Na poprzednim albumie grupy – Hootenany z 1983 – znalazł się taki wers: Label wants a hit and we don't give a shit. I faktycznie, mainstreamowej sławy The Replacements nigdy nie osiągnęli, ani jej nie chcieli. Z pełną premedytacją sabotowali swoje szanse na bycie gwiazdami. Szacunek! A przy tym wszystkim sporo ich piosenek wpada w ucho tak, jak porządny przebój powinien. Czerpią inspiracje z tak wielu źródeł jednocześnie, że efektem jest oryginalność. To dlatego do nazwania takiej muzyki wymyślono wówczas nowy termin alternative rock. To piosenki pod wysokim napięciem, hałaśliwe i chwytliwe. Na punk mają za dużo powietrza, na pop są zbyt szorstkie, zwłaszcza że pasji dodaje im głos Westerberga, określony przez kogoś jako gardłowy skowyt nastolatka, choć ja raczej powiedziałbym, że miał wdzięczny młody tenor przyprawiony chrypką, ale wcale nie przesadną, najwyżej pół cobaina. Świetnie pasuje do albumu, który brzmi całkiem jak uczucie dojrzewania wyryte w winylu. I Will Dare, jedyny tutejszy singiel, w paru rankingach został najlepszą piosenką The Replacements i zupełnie się nie dziwię, nawet jeśli sam zagłosowałbym inaczej. Jego się nie zapomina. Favorite Thing ma zabójczy refren. We’re Coming Out oraz Tommy Gets His Tonsils Out zaczynają się jak punkowa rzeźnia, lecz kończą się zgoła inaczej. Androgynous jest zgoła inne już od początku, z fortepianem, szczotkami na perkusji i tekstem, który wyprzedził swoje czasy o jakieś 35 lat, a w warunkach reaganowskiego backlashu musiał unieść kilka zdziwionych amerykańskich brwi. Black Diamond to jedyna w zestawie cudza kompozycja, Kissów. Wersja skrócona i unowocześniona, co w sumie brzmi jak NWoBHM. Wolałbym własny utwór w tym miejscu, choćby wydany dopiero na remasterze odrzut Perfectly Lethal, który po lekkim dopracowaniu wpasowałby się jak ta lala. Unsatisfied zawiera duże stężenie gitary akustycznej i melancholii, stosownie do tytułu. Przy czym pozwolę sobie fachowo wtrącić, że melancholia zespołu postpunkowego to zupełnie co innego niż bezjajeczne plumkanie jakiegoś gogusia w telewizji śniadaniowej. Seen Your Video jest głównie instrumentalne. Gitarowa rozkosz. Bob Stinson w życiu nie ślizgał się po gryfie z lepszym efektem. Gary’s Got a Boner to dwuipółminutowa czadowa piosenka o erekcji. Sixteen Blue jest w najbardziej oczywisty sposób inspirowane latami sześćdziesiątymi. Wreszcie finałowe Answering Machine składa się z bardzo niewielu ścieżek, może czterech, z czego w pełnej głośności są dwie. Na jednej Stinson hałasuje na gitarze elektrycznej, a na drugiej Westerberg wkłada całe serce i płuca w wyrażenie nienawiści do automatycznej sekretarki. Mnie przekonuje. How do you say I miss you to an answering machine? I to wszystko. Jedenaście piosenek, trzydzieści trzy minuty, żadnej pozycji na listach Billboardu w 1984, ale za to świetne miejsca na mnóstwie retrospektywnych list przez następnych czterdzieści lat, a nawet własna monografia. W sumie żadnego powodu do bycia unsatisfied – zarówno dla twórców, jak i dla słuchaczy tego innego Let It Be. Tyrystor ..::TRACK-LIST::.. I Will Dare 3:11 Favorite Thing 2:17 We're Comin' Out 2:20 Tommy Gets His Tonsils Out 1:51 Androgynous 3:14 Black Diamond 2:36 Unsatisfied 3:58 Seen Your Video 3:05 Gary's Got A Boner 2:25 Sixteen Blue 4:21 Answering Machine 3:37 ..::OBSADA::.. Chris Mars - drums, vocals Bob Stinson - lead guitar Tommy Stinson - bass guitar, vocals Paul Westerberg - lead vocals, rhythm guitar, piano, mandolin on 'I Will Dare', 12-string electric guitar on 'I Will Dare', lapsteel on 'Unsatisfied', production Additional musicians: Peter Buck - guitar solo on 'I Will Dare' Chan Poling - piano on 'Sixteen Blue' https://www.youtube.com/watch?v=VpN5e5i32Ys SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-30 16:47:03
Rozmiar: 257.57 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. "20 Years In A Montana Missile Silo" pokazuje nowe oblicze zespołu Pere Ubu kierowanego przez Davida Thomasa. W trzygitarowej wersji z Keithem Moline´’m, Gary’m Siperko i Kristofem Hahnem (The Swans), rozbudowuje istniejącą orkiestrę analogowych i cyfrowych sytezatorów (Wheeler, Gagarin), klarnetu (Boon) i perkusji (Mehlman), wzbogaconych oryginalnym głosem Thomasa. "20 Years In A Montana Missile Silo" jest następcą wydanego w 2015 roku "Carnival of Souls", płyty, która zyskała rozgłos także dzięki użyciu jej na ścieżce dźwiękowej czwartego sezonu "American Horror Story". Album został nagrany w Suma, Painesville, Ohio. Za jego realizację odpowiadał Paul Hamann, którego ojciec był częścią niemal każdej płyty Peter Ubu od 1976 roku. It’s interesting that Pere Ubu, among the most forward-looking bands of the mid-70s, sound much the same in 2017 as they did 40 years ago. Despite their pre/proto-punk origins, their instantly-recognisable sound is full of traits usually considered post-punk; jerky/sinuous/angular rock with thin/spectral synths and David Thomas’ yelping vocal providing a focal point. It’s a sound that, partly through their influence, was there as an alternative even at the height of punk, through bands as unalike as Devo, Wire and Magazine. Famously, the only constant in Pere Ubu is Thomas himself, and yet from the opening Monkey Bizness, 20 Years… feels like recognisably the same band that recorded classics like Final Solution and Modern Dance. Overall, 20 Years… leans more towards the band’s jagged 70s sound (and 1995’s Ray Gun Suitcase) than their more commercial work, but that said, it’s a Pere Ubu album and though peculiar, it’s dynamic and catchy rather than fanatically awkward. What Pere Ubu weren’t playing 40 years ago though, were reflective songs with the depth that The Healer has here. Angular but well-rounded; Pere Ubu remain as paradoxical as ever. ..::TRACK-LIST::.. 1. Monkey Bizness 2:18 2. Funk 49 1:57 3. Prison Of The Senses 2:11 4. Toe To Toe 1:31 5. The Healer 3:18 6. Swampland 1:50 7. Plan From Frag 9 3:18 8. Howl 2:59 9. Red Eye Blues 1:51 10. Walking Again 4:36 11. I Can Still See 4:10 12. Cold Sweat 3:39 ..::OBSADA::.. Vocals, Producer [Produced By] - David Thomas Vocals [Additional] - Roshi (tracks: 11) Bass - Michele Temple Clarinet [Clarinet And More] - Darryl Boon Drums [Drums And More] - Steve Mehlman Guitar - Gary Siperko, Keith Moliné Steel Guitar - Kristof Hahn Synth [Analog Synths], Theremin - Robert Wheeler Synth [Digital Synths] - Gagarin https://www.youtube.com/watch?v=wI0GfXynR6k SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-27 10:11:49
Rozmiar: 79.99 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. "20 Years In A Montana Missile Silo" pokazuje nowe oblicze zespołu Pere Ubu kierowanego przez Davida Thomasa. W trzygitarowej wersji z Keithem Moline´’m, Gary’m Siperko i Kristofem Hahnem (The Swans), rozbudowuje istniejącą orkiestrę analogowych i cyfrowych sytezatorów (Wheeler, Gagarin), klarnetu (Boon) i perkusji (Mehlman), wzbogaconych oryginalnym głosem Thomasa. "20 Years In A Montana Missile Silo" jest następcą wydanego w 2015 roku "Carnival of Souls", płyty, która zyskała rozgłos także dzięki użyciu jej na ścieżce dźwiękowej czwartego sezonu "American Horror Story". Album został nagrany w Suma, Painesville, Ohio. Za jego realizację odpowiadał Paul Hamann, którego ojciec był częścią niemal każdej płyty Peter Ubu od 1976 roku. It’s interesting that Pere Ubu, among the most forward-looking bands of the mid-70s, sound much the same in 2017 as they did 40 years ago. Despite their pre/proto-punk origins, their instantly-recognisable sound is full of traits usually considered post-punk; jerky/sinuous/angular rock with thin/spectral synths and David Thomas’ yelping vocal providing a focal point. It’s a sound that, partly through their influence, was there as an alternative even at the height of punk, through bands as unalike as Devo, Wire and Magazine. Famously, the only constant in Pere Ubu is Thomas himself, and yet from the opening Monkey Bizness, 20 Years… feels like recognisably the same band that recorded classics like Final Solution and Modern Dance. Overall, 20 Years… leans more towards the band’s jagged 70s sound (and 1995’s Ray Gun Suitcase) than their more commercial work, but that said, it’s a Pere Ubu album and though peculiar, it’s dynamic and catchy rather than fanatically awkward. What Pere Ubu weren’t playing 40 years ago though, were reflective songs with the depth that The Healer has here. Angular but well-rounded; Pere Ubu remain as paradoxical as ever. ..::TRACK-LIST::.. 1. Monkey Bizness 2:18 2. Funk 49 1:57 3. Prison Of The Senses 2:11 4. Toe To Toe 1:31 5. The Healer 3:18 6. Swampland 1:50 7. Plan From Frag 9 3:18 8. Howl 2:59 9. Red Eye Blues 1:51 10. Walking Again 4:36 11. I Can Still See 4:10 12. Cold Sweat 3:39 ..::OBSADA::.. Vocals, Producer [Produced By] - David Thomas Vocals [Additional] - Roshi (tracks: 11) Bass - Michele Temple Clarinet [Clarinet And More] - Darryl Boon Drums [Drums And More] - Steve Mehlman Guitar - Gary Siperko, Keith Moliné Steel Guitar - Kristof Hahn Synth [Analog Synths], Theremin - Robert Wheeler Synth [Digital Synths] - Gagarin https://www.youtube.com/watch?v=wI0GfXynR6k SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-27 10:07:24
Rozmiar: 222.73 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Kiedyś myślałem, że ten krążek jest trochę przereklamowany. Teraz myślę, że jest bardzo niedoceniany. Jest także najbardziej zwariowany i najbardziej niedbały, co jest urocze, ale też trochę problematyczne... ..::TRACK-LIST::.. 1. Hootenanny 2. Run It 3. Color Me Impressed 4. Willpower 5. Take Me Down To The Hospital 6. Mr. Whirly 7. Within Your Reach 8. Buck Hill 9. Lovelines 10. You Lose 11. Hayday 12. Treatment Bound ..::OBSADA::.. Paul Westerberg - rhythm guitar, vocals (drums on track 1, all instruments on track 7) Bob Stinson - lead guitar (bass on track 1) Tommy Stinson - bass (rhythm guitar on track 1) Chris Mars - drums (lead guitar on track 1) https://www.youtube.com/watch?v=IzLyoG37N8U SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-20 16:37:25
Rozmiar: 73.91 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Kiedyś myślałem, że ten krążek jest trochę przereklamowany. Teraz myślę, że jest bardzo niedoceniany. Jest także najbardziej zwariowany i najbardziej niedbały, co jest urocze, ale też trochę problematyczne... ..::TRACK-LIST::.. 1. Hootenanny 2. Run It 3. Color Me Impressed 4. Willpower 5. Take Me Down To The Hospital 6. Mr. Whirly 7. Within Your Reach 8. Buck Hill 9. Lovelines 10. You Lose 11. Hayday 12. Treatment Bound ..::OBSADA::.. Paul Westerberg - rhythm guitar, vocals (drums on track 1, all instruments on track 7) Bob Stinson - lead guitar (bass on track 1) Tommy Stinson - bass (rhythm guitar on track 1) Chris Mars - drums (lead guitar on track 1) https://www.youtube.com/watch?v=IzLyoG37N8U SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-20 16:34:13
Rozmiar: 224.55 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Po niemal dokładnie siedmiu latach od premiery ostatniego wspólnego albumu, Kazik Staszewski powraca do grania z poznańskim Kwartetem ProForma. Przed wakacjami miały premierę utwory “Rudy 102” i “23 minuty”, a 27 września ukazał się cały album “Po moim trupie”. To pierwsze wspólne wydawnictwo Kazika i zespołu Kwartet ProForma od roku 2017 – wówczas wydany album “Tata Kazika kontra Hedora” uzyskał status Złotej Płyty. Teraz muzycy powracają do wspólnego grania z nową energią i mocnymi tekstami. Nowe wydawnictwo zawiera 13 premierowych utworów napisanych i zaśpiewanych przez Kazika Staszewskiego. Muzyczna cała paleta doznań – od lirycznych ballad po mocne komentarze. Nie brakuje nawiązań społeczno-politycznych, jakże charakterystycznych dla Kazika, ale są też wyznania miłosne i ironiczne komentarze. Wszystkiemu towarzyszy fantastyczna oprawa instrumentalna w wykonaniu muzyków Kwartetu ProForma. Album powstał w studio OkoLitza w Poznaniu, należącym do Roberta Litzy Friedricha, muzyka Luxtorpedy, Acid Drinkers i wieloletniego współpracownikiem Kazika. Za produkcję odpowiadał Sebastian Włodarczyk. ..::TRACK-LIST::.. 1. 23 minuty 2. Rudy 102 3. Wudensje 4. Uciekam z Polski 5. Smrut 6. Dym 7. Toruń 8. Autoportret 9. Łącznik z Lanzarote 10. Powiedz co myślisz 11. Rodzina 12. Co najlepszego zrobiłaś 13. Koniec radości ..::OBSADA::.. Saxophone - Mariusz Godzina Trombone - Jarosław Ważny Trumpet - Janusz Zdunek Vocals, Saxophone, Lyrics By - Kazik Staszewski Drums, Noises [Przeszkadzajki] - Marek Wawrzyniak Electric Guitar - Piotr Lembicz Keyboards, Vocals - Marcin Żmuda Acoustic Guitar, Vocals - Przemyslaw Lembicz Bass Guitar, Contrabass, Vocals - Wojciech Strzelecki https://www.youtube.com/watch?v=mG-6BairILk SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 117
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-09 17:48:47
Rozmiar: 126.59 MB
Peerów: 13
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Po niemal dokładnie siedmiu latach od premiery ostatniego wspólnego albumu, Kazik Staszewski powraca do grania z poznańskim Kwartetem ProForma. Przed wakacjami miały premierę utwory “Rudy 102” i “23 minuty”, a 27 września ukazał się cały album “Po moim trupie”. To pierwsze wspólne wydawnictwo Kazika i zespołu Kwartet ProForma od roku 2017 – wówczas wydany album “Tata Kazika kontra Hedora” uzyskał status Złotej Płyty. Teraz muzycy powracają do wspólnego grania z nową energią i mocnymi tekstami. Nowe wydawnictwo zawiera 13 premierowych utworów napisanych i zaśpiewanych przez Kazika Staszewskiego. Muzyczna cała paleta doznań – od lirycznych ballad po mocne komentarze. Nie brakuje nawiązań społeczno-politycznych, jakże charakterystycznych dla Kazika, ale są też wyznania miłosne i ironiczne komentarze. Wszystkiemu towarzyszy fantastyczna oprawa instrumentalna w wykonaniu muzyków Kwartetu ProForma. Album powstał w studio OkoLitza w Poznaniu, należącym do Roberta Litzy Friedricha, muzyka Luxtorpedy, Acid Drinkers i wieloletniego współpracownikiem Kazika. Za produkcję odpowiadał Sebastian Włodarczyk. ..::TRACK-LIST::.. 1. 23 minuty 2. Rudy 102 3. Wudensje 4. Uciekam z Polski 5. Smrut 6. Dym 7. Toruń 8. Autoportret 9. Łącznik z Lanzarote 10. Powiedz co myślisz 11. Rodzina 12. Co najlepszego zrobiłaś 13. Koniec radości ..::OBSADA::.. Saxophone - Mariusz Godzina Trombone - Jarosław Ważny Trumpet - Janusz Zdunek Vocals, Saxophone, Lyrics By - Kazik Staszewski Drums, Noises [Przeszkadzajki] - Marek Wawrzyniak Electric Guitar - Piotr Lembicz Keyboards, Vocals - Marcin Żmuda Acoustic Guitar, Vocals - Przemyslaw Lembicz Bass Guitar, Contrabass, Vocals - Wojciech Strzelecki https://www.youtube.com/watch?v=mG-6BairILk SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-09 17:45:13
Rozmiar: 385.06 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Artist: Sixpence None The Richer Album: Rosemary Hill Year: 2024 Genre: Alternative rock Format: mp3 320 kbps ...( TrackList )... 01. Thread the Needle 02. Julia 03. We Are Love 04. Child and Man 05. Homeland 06. Rosemary Hill
Seedów: 177
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-08 20:31:49
Rozmiar: 59.63 MB
Peerów: 18
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Drugi album warszawskich zimnofalowców, nagrany i wydany blisko 30 lat po debiucie, będący jego naturalną kontynuacją. Atmosfera plus dobre melodie. Second album of Warsaw's cold wave band, recorded and released nearly 30 years after their debut. Still atmospheric and melodic high level post-punk. ..::TRACK-LIST::.. 1. Inwazja Barbarzyńców 4:56 2. Ciemne Na Jasnych 4:31 3. Jest Noc 4:43 4. Nie Ma Kogo 5:28 5. Pomieszczenie 4:00 6. Robotnicy 19/87 5:14 7. Tobie, Sobie, Zawsze (Voice - Kasia Filochowska) 5:58 8. Piąta Prostytucja 4:54 9. Untitled 0:39 Recorded between June 2015 and August 2017 Track 9 is a hidden track. ..::OBSADA::.. Vocals [Podawanie Tekstu] - Marek Karcerowicz Bass Guitar [Gitara Basowa] - Mariusz Filar Guitar [Gitara], Keyboards [Klawisze], Producer [Produkcja] - Adaśko Wasilkowski Percussion [Perkusja] - Michał Radzikowski https://www.youtube.com/watch?v=bTfwDP0OrBA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-06 19:47:18
Rozmiar: 95.06 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Drugi album warszawskich zimnofalowców, nagrany i wydany blisko 30 lat po debiucie, będący jego naturalną kontynuacją. Atmosfera plus dobre melodie. Second album of Warsaw's cold wave band, recorded and released nearly 30 years after their debut. Still atmospheric and melodic high level post-punk. ..::TRACK-LIST::.. 1. Inwazja Barbarzyńców 4:56 2. Ciemne Na Jasnych 4:31 3. Jest Noc 4:43 4. Nie Ma Kogo 5:28 5. Pomieszczenie 4:00 6. Robotnicy 19/87 5:14 7. Tobie, Sobie, Zawsze (Voice - Kasia Filochowska) 5:58 8. Piąta Prostytucja 4:54 9. Untitled 0:39 Recorded between June 2015 and August 2017 Track 9 is a hidden track. ..::OBSADA::.. Vocals [Podawanie Tekstu] - Marek Karcerowicz Bass Guitar [Gitara Basowa] - Mariusz Filar Guitar [Gitara], Keyboards [Klawisze], Producer [Produkcja] - Adaśko Wasilkowski Percussion [Perkusja] - Michał Radzikowski https://www.youtube.com/watch?v=bTfwDP0OrBA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-06 19:44:08
Rozmiar: 262.83 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Panie i panowie Dr Fleischman z Pieńska! To będzie terapia wstrząsowa: będzie ostro, będzie hard-corowo, będzie rock’n’drollowo! Koncert w legendarnym MDK Zgorzelec... ..::TRACK-LIST::.. 1. on bóg, ja człowiek 04:05 2. pragnienie przegniłe 05:33 3. krok po kroku 04:53 4. twarz człowieka 04:37 5. bez tekstu 04:00 6. ten czas 05:28 7. odchodzimy 03:40 8. tam 04:24 9. piękny dzień 06:35 ..::OBSADA::.. Jacek Bartczak - gitara basowa, wokal Michał Bartczak - gitara, wokal Marcin Dubrawski - perkusja, teksty https://www.youtube.com/watch?v=mdQ_sIY7FAI SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-09-30 17:50:46
Rozmiar: 102.20 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Panie i panowie Dr Fleischman z Pieńska! To będzie terapia wstrząsowa: będzie ostro, będzie hard-corowo, będzie rock’n’drollowo! Koncert w legendarnym MDK Zgorzelec... ..::TRACK-LIST::.. 1. on bóg, ja człowiek 04:05 2. pragnienie przegniłe 05:33 3. krok po kroku 04:53 4. twarz człowieka 04:37 5. bez tekstu 04:00 6. ten czas 05:28 7. odchodzimy 03:40 8. tam 04:24 9. piękny dzień 06:35 ..::OBSADA::.. Jacek Bartczak - gitara basowa, wokal Michał Bartczak - gitara, wokal Marcin Dubrawski - perkusja, teksty https://www.youtube.com/watch?v=mdQ_sIY7FAI SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-09-30 17:46:35
Rozmiar: 313.55 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Trzeci album istniejącego od 20. lat warszawskiego zespołu, założonego przez wokalistę Radka Nowaka i gitarzystę Alka Januszewskiego, to ziejące pesymizmem studium w czerni, w jaką spowity jest cały świat i jaką jest omotane życie każdego przeciętnego człowieka. W przestrzeni życiowej szkicowanej przez Nowaka każdy jest zaksięgowanym numerem w katalogu („Głosy"), każdego dręczą prywatne demony (ciekawy, finalny „Demony"), każdy na codzień jest obficie polewany gęstą i cuchnącą wydzieliną katastroficznych newsów („Złe wiadomości"). Autor tekstów odwołuje się do klasycznej punkrockowej retoryki, korzeniami sięgającej pierwszego albumu The Clash i naszych rodzimych pionierów gatunku - Brygady Kryzys i Tiltu. Opowiada jednak o rzeczywistości już zgoła innej niż ta sprzed ćwierć wieku, bo o rzeczywistości kreowanej przez mętną politykę na rodzimym podwórku i atmosferę po zamachach terrorystycznych na świecie. A że w dobie globalizmu i my staliśmy się częścią świata, więc w konsekwencji otrzymujemy podwójny koktail, po którym faktycznie może zrobić się czarno przed oczami. Muzyka, jak na teksty przystało, też raczej bliższa jest garażu niż wypasionego studia nagraniowego. Ale to akurat nie wada, bo generalnie trzyma się postpunkowej, indie-rockowej poetyki. A słucha się tego o wiele lepiej i emocjonalniej niż tych wszystkich nibyrockowych wykonawców przymilających się decydentom od radiowych playlist. ..::TRACK-LIST::.. 1. Głosy 2. Złe Wiadomości 3. Radioreggae 4. Czerwone Pieniądze 5. Kamień 6. Syreny 7. Podaj Mi Broń 8. Czarny Pokój 9. Biel 10. Teraz 11. Północ 12. Kryształ 13. Chciałbym Zasnąć 14. Demony https://www.youtube.com/watch?v=SIzgvm8Rg-8 SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-09-29 15:06:41
Rozmiar: 119.98 MB
Peerów: 9
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Trzeci album istniejącego od 20. lat warszawskiego zespołu, założonego przez wokalistę Radka Nowaka i gitarzystę Alka Januszewskiego, to ziejące pesymizmem studium w czerni, w jaką spowity jest cały świat i jaką jest omotane życie każdego przeciętnego człowieka. W przestrzeni życiowej szkicowanej przez Nowaka każdy jest zaksięgowanym numerem w katalogu („Głosy"), każdego dręczą prywatne demony (ciekawy, finalny „Demony"), każdy na codzień jest obficie polewany gęstą i cuchnącą wydzieliną katastroficznych newsów („Złe wiadomości"). Autor tekstów odwołuje się do klasycznej punkrockowej retoryki, korzeniami sięgającej pierwszego albumu The Clash i naszych rodzimych pionierów gatunku - Brygady Kryzys i Tiltu. Opowiada jednak o rzeczywistości już zgoła innej niż ta sprzed ćwierć wieku, bo o rzeczywistości kreowanej przez mętną politykę na rodzimym podwórku i atmosferę po zamachach terrorystycznych na świecie. A że w dobie globalizmu i my staliśmy się częścią świata, więc w konsekwencji otrzymujemy podwójny koktail, po którym faktycznie może zrobić się czarno przed oczami. Muzyka, jak na teksty przystało, też raczej bliższa jest garażu niż wypasionego studia nagraniowego. Ale to akurat nie wada, bo generalnie trzyma się postpunkowej, indie-rockowej poetyki. A słucha się tego o wiele lepiej i emocjonalniej niż tych wszystkich nibyrockowych wykonawców przymilających się decydentom od radiowych playlist. ..::TRACK-LIST::.. 1. Głosy 2. Złe Wiadomości 3. Radioreggae 4. Czerwone Pieniądze 5. Kamień 6. Syreny 7. Podaj Mi Broń 8. Czarny Pokój 9. Biel 10. Teraz 11. Północ 12. Kryształ 13. Chciałbym Zasnąć 14. Demony https://www.youtube.com/watch?v=SIzgvm8Rg-8 SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 4
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-09-29 15:01:56
Rozmiar: 342.64 MB
Peerów: 13
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. “Gruzy absolutu, rewizja symboli” to druga płyta trójmiejskich Garsów na której jest wolniej, ciemniej i bardziej depresyjnie. Mocno osadzona sekcja i soczyste gitary tworzą gęstą, duszną atmosferę i emocjonalny ciężar za sprawą tekstów o dramacie człowieka w trakcie konfliktów. Gars łączy melancholię ze wściekłością. Odrobili lekcję ze znajomości takich post metalowych zespołów, jak Amen Ra czy Neurosis. Wciąż słychać u nich echa fascynacji francuską sceną screamo z Le pre je ou souis mort na czele ale także echa gitarowej alternatywy sprzed dwóch dekad typu Shellac czy Fugazi. Korzeniami natomiast mocno sięgają nowojorskiego hardcore'a spod znaku Biohazard. Tym, co wyróżnia nową płytę Gars na scenie post hardcore/metal jest osiągnięte brzmienie. Klasyczne gitary i wzmacniacze, minimalna ilość efektów i postprodukcji sprawiły, że Garsi w 2012 roku brzmią żywcem jak z lat 90. To też pewnie sprawiło, że miksu i masteringu płyty podjął się twórca brzmienia Nirvany, Skin Yard czy Mudhoney – Jack Endino. Trójmiejscy muzycy nie bali się zaprosić do współpracy przy nagraniach tak różnych osób, jak Konrad Siedlecki z Radia Bagdad, Marzena Drzeżdżon z Empire, Asia Kucharska z Kiev Office czy Krzysztof Jakub Szwarc z zespołu Nieszksypczrze, który dograł niezwykłe partie altówki. Grupa GARS powstała w Trójmieście w 2008 roku, więc są zespołem stosunkowo młodym . Tworzy go piątka muzycznych „Samców Alfa” (po wysłuchaniu ich ostatniego krążka mogę śmiało tak o nich napisać): Przemysław Lebiedziński – wokal i sample, Adam Piskorz – bas, Jakub Rusakow – gitara, Miłosz Rusakow – perkusja oraz Radek Skowroński – gitara. Ich dotychczasowe dokonania to EP-ka „Numer zero” z 2008 roku, i LP „Gdzie akcja rozwija się” z roku 2011. Oba wydawnictwa wydane własnym sumptem. Trzeci, recenzowany właśnie przeze mnie krążek to wydany w 2012 roku przez No Sanctuary Records „Gruzy absolutu / rewizja symboli” Gdybym miał go opisać jak najkrócej i najdobitniej przy tym, to ciśnie mi się na usta jedno określenie: „zajebiście fantastycznie dołująco – miażdżące wydawnictwo”. I przyznam, że takie oblicze GARS- ów łykam od razu. Pomijając symbolikę tytułów (konia z rzędem temu kto odgadnie o co w nich chodzi czy o daty czy to jakiś kod), nieważne, że po wysłuchaniu tekstów człowiek czuję się jak coś co czasem na trawniku przylepia się do podeszwy, to nic, że tak destrukcyjnie działa na psyche, że po jej wysłuchaniu człowiek ma ochotę obwiesić się ładunkami i udać się do najbliższej siedziby ZUS- u , Urzędu Skarbowego lub innego z tych instytucji, które najczęściej psują nam krew. I p…….le to czy czekałyby na mnie za to dziewice. Warstwa tekstowa tej płyty to życie. Ale nie to z Pudelka czy też innego tego typu gówna. To życie pełne niewygody, przeciwności i kontrowersji, to życie zwykłych szarych ludzi i ich problemy, ich reakcje i walka z wiatrakami, hipokryzje i zakłamania, wojny, okrucieństwo wobec innych ludzi i zwierząt. I to wszystko wykrzyczane wręcz w naszym ojczystym języku do mikrofonu, tym dobitniej więc trafiające do słuchacza. Co do muzyki zaś to ten krążek to dźwiękowy kafar. Miażdży i nie pozostawia jeńców. Jeżeli potrzebujecie rozładować swoje frustracje i wyrzygać gorycz, która pali od wewnątrz to ta płyta jest do tego stworzona. Kanonada perkusji, przesterowane, „brudno” brzmiące gitary, miażdżący i wbijający się w mózg bas i kapitalnie dopasowane do tego wokale. A to wszystko w ostrym, hardcore’owym tempie. Może utraciłem część słuchu, może sąsiedzi przestaną odpowiadać mi „dzień dobry”, może za jakiś czas pies wypełznie spod wanny. Mam to gdzieś. Było warto. A do tego samo brzmienie tej płyty. Żywcem wyrwana z lat 90. Chylę czoła za to, co wycisnął z tej płyty Jack Endino (to ten od brzmienia płyt Nirvany i Mudhoney). Nie można było tego zrobić lepiej. Potęga , soczystość a przy tym selektywnie bez zarzutu. Dodam jeszcze, że dużo „smaczku” dodali tej płycie także zaproszeni goście: Konrad Siedlecki z Radia Bagdad, Marzena Dreżdżon z Empire, Aśka Kucharska z Kiev Office, Krzysztof Jakub Szwarc z Nieszksypczrze. Doborowe towarzystwo. Może powiecie, że słuchanie tej płyty tyle razy mnie odmóżdżyło, ale nota jest wysoka 9,5/10 (brakujące 0,5 dołożę jak ktoś objaśni mi tytuły) Irek Dudziński Warstwa tekstowa nigdy nie była dla mnie najważniejsza w muzyce. Szanuje jednak grupy, które starają się stawiać słowa na równi z muzyką. Często wychodzi z tego wielopoziomowe arcydzieło lub intrygujący koncept. Niemniej jednak zespoły eksplorujące tematykę społeczno-polityczną czy też geopolityczną zawsze najmniej mnie interesowały, a właśnie w takiej niszy porusza się trójmiejski Gars. Często zdarza się, że takie grupy działają tylko dla wyładowania ogólnej frustracji, czy goryczy jaka w nich wzbiera, używając do tego niecenzuralnych i nieskładnych zdań. Taka muzyka nie ma dla mnie wtedy żadnej wartości, może po za „gimnastyczną”, bo można się przy niej efektywnie wyładować. Na całe szczęście, mimo przewijającego się tu i ówdzie patetyzmu i czasami zbędnej pretensjonalności, Gars używa słów, jako całkiem sprawnego oręża unikając przy tym wulgaryzmów. Już tytuły utworów, co bardziej zainteresowanym życiem politycznym posłużą jako wskazówka, że grupa z Trójmiasta należy do zespołów „zaangażowanych”. Swoją drogą zabawa w rozszyfrowywanie ukrytych w tytułach poszczególnych kompozycji dat jest całkiem zajmująca. W paru miejscach musiałem zasięgnąć wiedzy „wujka Google” i wciąż nie wiem do czego odnosi się jedna z dat. Mogę jednak zdradzić, że pojawiają się tu m.in. takie wydarzenia jak wstąpienie Polski do Unii Europejskiej, czy też NATO etc. Reszty nie zdradzę, bo nie chcę psuć zabawy. Przejdźmy wreszcie do muzyki, bo to jednak ona powinna być głównym tematem recenzji. Gars na swojej drugiej płycie obciąża brzmienie i wkracza w ramy post-metalu z domieszką hardcore’u. Pierwszy na krążku utwór jeszcze o tym nie przekonuje, bo to tak naprawdę post-rockowa introdukcja, która w delikatny sposób zaznajamia nas z ogólnym klimatem muzyki jaką przyjdzie nam słuchać przez następne trzydzieści parę minut. Zaraz po niej jednak przychodzi pora na pierwszy singiel, do którego powstał bardzo interesujący komiksowy teledysk. 270492 to mocna, bezkompromisowa kompozycja, a nakręcony do niej obrazek tylko to uwydatnia. Oglądając go, zwróćcie uwagę, jak świetnie muzyka łączy się tu z obrazem. Z kolei Miłosz Rusakow świetnie wykorzystał w tym utworze swój zestaw perkusyjny sprawiając, że wielokrotnie zdaję się nam, że przenieśliśmy się gdzieś na front. W końcu płyta opowiada o dramacie człowieka w trakcie konfliktów... Grupa nie poprzestaje jednak na destrukcyjnym brzmieniu swoich instrumentów, ale chętnie oddala się w stonowane, przepełnione emocjami rejony, które nadają albumowi „Gruzy absolutu, rewizja symboli” ludzkiego czynnika. Pomagają w tym liczni goście z różnych muzycznych światów. Oklaski dla zespołu za taką odwagę, bo kto by się spodziewał na tej płycie dziewczyny, która wydzierała się na scenie „polsatowskiego” show Must Be The Music, czy Asi Kucharskiej z Kiev Office, która w tak piękny sposób pomaga zamknąć ten album. Oprócz nich na krążku udziela się Konrad Siedlecki z Radia Bagdad i Krzysztof Jakub Szwarc z Nieszksypczrze, który w paru utworach czarują brzmieniem swojej altówki. Wspomniałem o brzmieniu… Miksem i masteringiem zajmował się taki jeden „szaraczek”, co odpowiadał wieki temu za brzmienie takich grup, jak Nirvana, czy Mudhoney… Jack Endino chyba się nazywa, może znacie? No dobra, ale teraz na poważnie. Coraz więcej polskich zespołów sięga po pomoc zagranicznych producentów i to cieszy, bo nasze grupy w końcu zaczynają brzmieć na światowym poziomie. Tak też jest z Gars. Ich najnowszy album śmiało postawiłbym na półce wśród zagranicznych gwiazd tego gatunku. Nie dość, że płyta ma solidny „sound” to jeszcze same kompozycje prezentują naprawdę wysoki poziom. Taki 111111, w którym „wrzeszczy” Marzena Drzeżdżon z Empire (wspomniana dziewczyna z Must Be The Music) to rasowy hardcore z ciekawym wyciszeniem i zgrabnie wplecionym samplem. Z kolei 260112 to już kompozycja bliższa tuzom post-metalu – ciężkie gitary, gęsta praca perkusji i basu, a do tego jeden z najciekawszych tekstów. 280908 dzięki odważnemu użyciu altówki i posępnemu klimatowi przyrównałbym do Neurosis. Ponadto, należy zauważyć, że Piołun – wokalista zespołu – ma równie „brzydki” głos jak wokalista wspomnianej formacji – Scott Kelly. Byłbym zapomniał, ale „hałaśliwcy” z Trójmiasta śpiewają wyłącznie w języku polskim! Nadaje to muzyce jakąś niewyjaśnioną głębie i szczerość przekazu. Nie sądzę, że będzie to przeszkodą dla zagranicznych słuchaczy, którzy trafią na album „Gruzy absolutu, rewizja symboli”. Moje pierwsze spotkanie z muzyką Gars przebiegało w dość burzliwym i absorbującym momencie mojego życia, a jednak w jakiś sposób udało się jej przebić do mojej świadomości i przyciągnąć uwagę, a czasami nawet wzbudzić szczery podziw. Mimo, że teksty w wielu przypadkach pozostały dla mnie tylko ciekawostką to muzyka Gars z pewnością nie raz jeszcze rozbrzmi w moich czterech ścianach. Naprawdę dobry album! Dawid Zielonka https://progrock.org.pl/rock-progresywny/post-rock/item/9695-gruzy-absolutu-rewizja-symboli Wbrew opiniom kolegów po piórze, którzy nie zachwycają się twórzością Gars, debiut tej formacji zrobił na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Może nie do końca przemawiały do mnie teksty w ojczystym języku, ale teraz już wiem, że Gars w formie anglojęzycznej straciliby na wartości. Zresztą teksty na drugiej płycie tego zespołu - "Gruzy absolutu, rewizja symboli", choć pretensjonalne, czasem infantylne i trochę zbyt "proste", to jeden z atutów, bo łatwo się z nimi utożsamić, a przy okazji wkur... na otaczającą nas rzeczywistość. Szarą, smutną i piekielnie niesprawiedliwą. Nie wiem tylko o co chodzi z zapisem cyfrowym tytułów utworów, możliwe, że każda z cyfr odpowiada znakowi na klawiaturze telefonu (to by było coś!), ale staram się nie zaprzątać sobie tym głowy. Za to do serducha i umysłu WOLNO wkracza dół, pesymizm i ogólny marazm. Gars robią to, w czym wielu od dawna w tym kraju babrać się nie chce - w ślimaczym tempie budują atmosferę przygnębienia. Tylko po to, aby niczym walec zmiażdżyć słuchacza ścianą dźwięku osadzoną na hardcore`owym kręgosłupie. Sprawdzony patent? Owszem, ale nie do końca na naszym poletku. At the drive`inowskie tło i surowość brzmienia potęgują siłę przekazu Gars i pozwalają postawić to wydawnictwo w czołówce krajowego undergroundu. Ciekawe, co pokażą następnym razem. O ile z tego smutku się nie rozpadną. Grzegorz 'Chain' Pindor The new album from Polish melodic post hardcore band GARS is a formidable landscape of open emotions and weighted textures which find home in a realm of depressive and shadowed cloaked atmospheres. Dealing with aspects of human tragedy, madness, and personal conflict, it is a release which is fully evocative even though lyrically the Polish only delivery hides the full extent of what one imagines is content as impacting as that of the sounds. Released on No Sanctuary Records, Gruzy absolutu, rewizja symboli is the second album from the band following on from their debut full length Gdzie akcja rozwija się of last year and their Numer zero EP of 2008. The quintet of vocalist Przemysław Lebiedziński, guitarists Jakub Rusakow and Radek Skowroński, bassist Adam Piskorz, and Miłosz Rusakow on drums, has according to the promo for the new album brought a heavier slower gaited presence than before. This being our first introduction we can only go by that statement but certainly the consuming intensity and fully enveloping richness of the pessimistic coated sounds and massive consumption permeating them gives firm evidence to this evolution of the band’s sound. It is a superbly crafted blend of raging aggression and melodic elegance seamlessly and skilfully entwined for an impressive and enthralling result. As raw as it is heatedly engaging, the album is a triumph which lights up the passions and without doubt one of the highlight releases of the year. Mixed and mastered by producer Jack Endino (Nirvana, Skin Yard, Mudhoney), the album has a clear and uncluttered sound which gars_okladkaallows all the subtle and imagination elements to find clarity and union within the harsh uncompromising overall breath of the release. It starts with the initially blistered air of opener 101112, an instrumental which connects to and ignites emotions, its tonal evocation and melodramatic strings inspiring dark imagery. This merges into the following confrontation of 270492. The track begins with the same subdued whisper of the starter around a spine of sinewy rhythms and hard staring bass riffs. Into its stride the song brews a caustic cloud of sonic grazing and vocal squalls, all short of furnace intensity but fully impacting in their effect. Continuing to blend the gentler and coarser elements with ease the track is a potent full beginning to the release. The stark yet fiery stances of 280908 and 111111 both capture the imagination next with their sizzling hot guitar weaves, prowling basslines, and drums which are as uncompromising as they are unpredictably inventive. The first of the two has a shifting distressed presence with despondence, anger, and darkness of the heart pervading ingredients upon the senses. It is the melancholic strings which kiss the air at the climax of the track though which leave the biggest impression to fire up further emotive thoughts. The second is a similarly shaped track in sound which a twist of dual vocals to its passage and great drone like qualities to the groove which appears throughout, not forgetting the ferocious climactic fire it finishes on. If there is any ‘flaw’ with the release it is a similarity in what are admittedly few rather than many moments on the album but it can at times cause a blending of songs if not giving full focus to them as with this pair. This is not something you can place upon the best track on the album 01054. It is an abrasive pleasure, every member spoiling peace with their distinct intimidating skills and corrosive sounds. The first part of the song is a crawling sonic infestation which evolves into the eventual groove metal beast of insidious infectiousness and mesmeric contagious grooves. It is a glorious violation which out shines the other impressive slabs of excellent aural attitude. Completed by the sprawling density and acid of 260112, the synapse challenging climate of 271005, and 120399 with the returning strings accompanied by a gorgeous female voice again emerging the senses in overwhelming yet magnetic atmospheres, the album is an outstanding encounter which fans of bands ranging from Neurosis, Amen Ra, and Deftones will find a deep resonance with. Accomplished in quality and individual skills, and powerful in ambience and atmospheric manipulation, Gruzy absolutu, rewizja symboli is a should investigate release. The RingMaster ..::TRACK-LIST::.. 1. 101112 03:24 2. 270492 04:51 3. 280908 06:31 4. 111111 05:09 5. 010504 04:19 6. 260112 05:41 7. 271005 04:40 8. 120399 04:12 ..::OBSADA::.. Adam Piskorz - bas, głos Jakub Rusakow - gitara Miłosz Rusakow - bębny Przemek Lebiedziński - głos, sample Radek - gitara Gościnnie: Konrad 'Sielak' Siedlecki, Asia Kucharska, Marzena Dżeżdżon - głosy Krzysztof Jakub Szwarc - altówka https://www.youtube.com/watch?v=xxKrbHDQ23g SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-09-29 08:29:28
Rozmiar: 92.29 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. “Gruzy absolutu, rewizja symboli” to druga płyta trójmiejskich Garsów na której jest wolniej, ciemniej i bardziej depresyjnie. Mocno osadzona sekcja i soczyste gitary tworzą gęstą, duszną atmosferę i emocjonalny ciężar za sprawą tekstów o dramacie człowieka w trakcie konfliktów. Gars łączy melancholię ze wściekłością. Odrobili lekcję ze znajomości takich post metalowych zespołów, jak Amen Ra czy Neurosis. Wciąż słychać u nich echa fascynacji francuską sceną screamo z Le pre je ou souis mort na czele ale także echa gitarowej alternatywy sprzed dwóch dekad typu Shellac czy Fugazi. Korzeniami natomiast mocno sięgają nowojorskiego hardcore'a spod znaku Biohazard. Tym, co wyróżnia nową płytę Gars na scenie post hardcore/metal jest osiągnięte brzmienie. Klasyczne gitary i wzmacniacze, minimalna ilość efektów i postprodukcji sprawiły, że Garsi w 2012 roku brzmią żywcem jak z lat 90. To też pewnie sprawiło, że miksu i masteringu płyty podjął się twórca brzmienia Nirvany, Skin Yard czy Mudhoney – Jack Endino. Trójmiejscy muzycy nie bali się zaprosić do współpracy przy nagraniach tak różnych osób, jak Konrad Siedlecki z Radia Bagdad, Marzena Drzeżdżon z Empire, Asia Kucharska z Kiev Office czy Krzysztof Jakub Szwarc z zespołu Nieszksypczrze, który dograł niezwykłe partie altówki. Grupa GARS powstała w Trójmieście w 2008 roku, więc są zespołem stosunkowo młodym . Tworzy go piątka muzycznych „Samców Alfa” (po wysłuchaniu ich ostatniego krążka mogę śmiało tak o nich napisać): Przemysław Lebiedziński – wokal i sample, Adam Piskorz – bas, Jakub Rusakow – gitara, Miłosz Rusakow – perkusja oraz Radek Skowroński – gitara. Ich dotychczasowe dokonania to EP-ka „Numer zero” z 2008 roku, i LP „Gdzie akcja rozwija się” z roku 2011. Oba wydawnictwa wydane własnym sumptem. Trzeci, recenzowany właśnie przeze mnie krążek to wydany w 2012 roku przez No Sanctuary Records „Gruzy absolutu / rewizja symboli” Gdybym miał go opisać jak najkrócej i najdobitniej przy tym, to ciśnie mi się na usta jedno określenie: „zajebiście fantastycznie dołująco – miażdżące wydawnictwo”. I przyznam, że takie oblicze GARS- ów łykam od razu. Pomijając symbolikę tytułów (konia z rzędem temu kto odgadnie o co w nich chodzi czy o daty czy to jakiś kod), nieważne, że po wysłuchaniu tekstów człowiek czuję się jak coś co czasem na trawniku przylepia się do podeszwy, to nic, że tak destrukcyjnie działa na psyche, że po jej wysłuchaniu człowiek ma ochotę obwiesić się ładunkami i udać się do najbliższej siedziby ZUS- u , Urzędu Skarbowego lub innego z tych instytucji, które najczęściej psują nam krew. I p…….le to czy czekałyby na mnie za to dziewice. Warstwa tekstowa tej płyty to życie. Ale nie to z Pudelka czy też innego tego typu gówna. To życie pełne niewygody, przeciwności i kontrowersji, to życie zwykłych szarych ludzi i ich problemy, ich reakcje i walka z wiatrakami, hipokryzje i zakłamania, wojny, okrucieństwo wobec innych ludzi i zwierząt. I to wszystko wykrzyczane wręcz w naszym ojczystym języku do mikrofonu, tym dobitniej więc trafiające do słuchacza. Co do muzyki zaś to ten krążek to dźwiękowy kafar. Miażdży i nie pozostawia jeńców. Jeżeli potrzebujecie rozładować swoje frustracje i wyrzygać gorycz, która pali od wewnątrz to ta płyta jest do tego stworzona. Kanonada perkusji, przesterowane, „brudno” brzmiące gitary, miażdżący i wbijający się w mózg bas i kapitalnie dopasowane do tego wokale. A to wszystko w ostrym, hardcore’owym tempie. Może utraciłem część słuchu, może sąsiedzi przestaną odpowiadać mi „dzień dobry”, może za jakiś czas pies wypełznie spod wanny. Mam to gdzieś. Było warto. A do tego samo brzmienie tej płyty. Żywcem wyrwana z lat 90. Chylę czoła za to, co wycisnął z tej płyty Jack Endino (to ten od brzmienia płyt Nirvany i Mudhoney). Nie można było tego zrobić lepiej. Potęga , soczystość a przy tym selektywnie bez zarzutu. Dodam jeszcze, że dużo „smaczku” dodali tej płycie także zaproszeni goście: Konrad Siedlecki z Radia Bagdad, Marzena Dreżdżon z Empire, Aśka Kucharska z Kiev Office, Krzysztof Jakub Szwarc z Nieszksypczrze. Doborowe towarzystwo. Może powiecie, że słuchanie tej płyty tyle razy mnie odmóżdżyło, ale nota jest wysoka 9,5/10 (brakujące 0,5 dołożę jak ktoś objaśni mi tytuły) Irek Dudziński Warstwa tekstowa nigdy nie była dla mnie najważniejsza w muzyce. Szanuje jednak grupy, które starają się stawiać słowa na równi z muzyką. Często wychodzi z tego wielopoziomowe arcydzieło lub intrygujący koncept. Niemniej jednak zespoły eksplorujące tematykę społeczno-polityczną czy też geopolityczną zawsze najmniej mnie interesowały, a właśnie w takiej niszy porusza się trójmiejski Gars. Często zdarza się, że takie grupy działają tylko dla wyładowania ogólnej frustracji, czy goryczy jaka w nich wzbiera, używając do tego niecenzuralnych i nieskładnych zdań. Taka muzyka nie ma dla mnie wtedy żadnej wartości, może po za „gimnastyczną”, bo można się przy niej efektywnie wyładować. Na całe szczęście, mimo przewijającego się tu i ówdzie patetyzmu i czasami zbędnej pretensjonalności, Gars używa słów, jako całkiem sprawnego oręża unikając przy tym wulgaryzmów. Już tytuły utworów, co bardziej zainteresowanym życiem politycznym posłużą jako wskazówka, że grupa z Trójmiasta należy do zespołów „zaangażowanych”. Swoją drogą zabawa w rozszyfrowywanie ukrytych w tytułach poszczególnych kompozycji dat jest całkiem zajmująca. W paru miejscach musiałem zasięgnąć wiedzy „wujka Google” i wciąż nie wiem do czego odnosi się jedna z dat. Mogę jednak zdradzić, że pojawiają się tu m.in. takie wydarzenia jak wstąpienie Polski do Unii Europejskiej, czy też NATO etc. Reszty nie zdradzę, bo nie chcę psuć zabawy. Przejdźmy wreszcie do muzyki, bo to jednak ona powinna być głównym tematem recenzji. Gars na swojej drugiej płycie obciąża brzmienie i wkracza w ramy post-metalu z domieszką hardcore’u. Pierwszy na krążku utwór jeszcze o tym nie przekonuje, bo to tak naprawdę post-rockowa introdukcja, która w delikatny sposób zaznajamia nas z ogólnym klimatem muzyki jaką przyjdzie nam słuchać przez następne trzydzieści parę minut. Zaraz po niej jednak przychodzi pora na pierwszy singiel, do którego powstał bardzo interesujący komiksowy teledysk. 270492 to mocna, bezkompromisowa kompozycja, a nakręcony do niej obrazek tylko to uwydatnia. Oglądając go, zwróćcie uwagę, jak świetnie muzyka łączy się tu z obrazem. Z kolei Miłosz Rusakow świetnie wykorzystał w tym utworze swój zestaw perkusyjny sprawiając, że wielokrotnie zdaję się nam, że przenieśliśmy się gdzieś na front. W końcu płyta opowiada o dramacie człowieka w trakcie konfliktów... Grupa nie poprzestaje jednak na destrukcyjnym brzmieniu swoich instrumentów, ale chętnie oddala się w stonowane, przepełnione emocjami rejony, które nadają albumowi „Gruzy absolutu, rewizja symboli” ludzkiego czynnika. Pomagają w tym liczni goście z różnych muzycznych światów. Oklaski dla zespołu za taką odwagę, bo kto by się spodziewał na tej płycie dziewczyny, która wydzierała się na scenie „polsatowskiego” show Must Be The Music, czy Asi Kucharskiej z Kiev Office, która w tak piękny sposób pomaga zamknąć ten album. Oprócz nich na krążku udziela się Konrad Siedlecki z Radia Bagdad i Krzysztof Jakub Szwarc z Nieszksypczrze, który w paru utworach czarują brzmieniem swojej altówki. Wspomniałem o brzmieniu… Miksem i masteringiem zajmował się taki jeden „szaraczek”, co odpowiadał wieki temu za brzmienie takich grup, jak Nirvana, czy Mudhoney… Jack Endino chyba się nazywa, może znacie? No dobra, ale teraz na poważnie. Coraz więcej polskich zespołów sięga po pomoc zagranicznych producentów i to cieszy, bo nasze grupy w końcu zaczynają brzmieć na światowym poziomie. Tak też jest z Gars. Ich najnowszy album śmiało postawiłbym na półce wśród zagranicznych gwiazd tego gatunku. Nie dość, że płyta ma solidny „sound” to jeszcze same kompozycje prezentują naprawdę wysoki poziom. Taki 111111, w którym „wrzeszczy” Marzena Drzeżdżon z Empire (wspomniana dziewczyna z Must Be The Music) to rasowy hardcore z ciekawym wyciszeniem i zgrabnie wplecionym samplem. Z kolei 260112 to już kompozycja bliższa tuzom post-metalu – ciężkie gitary, gęsta praca perkusji i basu, a do tego jeden z najciekawszych tekstów. 280908 dzięki odważnemu użyciu altówki i posępnemu klimatowi przyrównałbym do Neurosis. Ponadto, należy zauważyć, że Piołun – wokalista zespołu – ma równie „brzydki” głos jak wokalista wspomnianej formacji – Scott Kelly. Byłbym zapomniał, ale „hałaśliwcy” z Trójmiasta śpiewają wyłącznie w języku polskim! Nadaje to muzyce jakąś niewyjaśnioną głębie i szczerość przekazu. Nie sądzę, że będzie to przeszkodą dla zagranicznych słuchaczy, którzy trafią na album „Gruzy absolutu, rewizja symboli”. Moje pierwsze spotkanie z muzyką Gars przebiegało w dość burzliwym i absorbującym momencie mojego życia, a jednak w jakiś sposób udało się jej przebić do mojej świadomości i przyciągnąć uwagę, a czasami nawet wzbudzić szczery podziw. Mimo, że teksty w wielu przypadkach pozostały dla mnie tylko ciekawostką to muzyka Gars z pewnością nie raz jeszcze rozbrzmi w moich czterech ścianach. Naprawdę dobry album! Dawid Zielonka https://progrock.org.pl/rock-progresywny/post-rock/item/9695-gruzy-absolutu-rewizja-symboli Wbrew opiniom kolegów po piórze, którzy nie zachwycają się twórzością Gars, debiut tej formacji zrobił na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Może nie do końca przemawiały do mnie teksty w ojczystym języku, ale teraz już wiem, że Gars w formie anglojęzycznej straciliby na wartości. Zresztą teksty na drugiej płycie tego zespołu - "Gruzy absolutu, rewizja symboli", choć pretensjonalne, czasem infantylne i trochę zbyt "proste", to jeden z atutów, bo łatwo się z nimi utożsamić, a przy okazji wkur... na otaczającą nas rzeczywistość. Szarą, smutną i piekielnie niesprawiedliwą. Nie wiem tylko o co chodzi z zapisem cyfrowym tytułów utworów, możliwe, że każda z cyfr odpowiada znakowi na klawiaturze telefonu (to by było coś!), ale staram się nie zaprzątać sobie tym głowy. Za to do serducha i umysłu WOLNO wkracza dół, pesymizm i ogólny marazm. Gars robią to, w czym wielu od dawna w tym kraju babrać się nie chce - w ślimaczym tempie budują atmosferę przygnębienia. Tylko po to, aby niczym walec zmiażdżyć słuchacza ścianą dźwięku osadzoną na hardcore`owym kręgosłupie. Sprawdzony patent? Owszem, ale nie do końca na naszym poletku. At the drive`inowskie tło i surowość brzmienia potęgują siłę przekazu Gars i pozwalają postawić to wydawnictwo w czołówce krajowego undergroundu. Ciekawe, co pokażą następnym razem. O ile z tego smutku się nie rozpadną. Grzegorz 'Chain' Pindor The new album from Polish melodic post hardcore band GARS is a formidable landscape of open emotions and weighted textures which find home in a realm of depressive and shadowed cloaked atmospheres. Dealing with aspects of human tragedy, madness, and personal conflict, it is a release which is fully evocative even though lyrically the Polish only delivery hides the full extent of what one imagines is content as impacting as that of the sounds. Released on No Sanctuary Records, Gruzy absolutu, rewizja symboli is the second album from the band following on from their debut full length Gdzie akcja rozwija się of last year and their Numer zero EP of 2008. The quintet of vocalist Przemysław Lebiedziński, guitarists Jakub Rusakow and Radek Skowroński, bassist Adam Piskorz, and Miłosz Rusakow on drums, has according to the promo for the new album brought a heavier slower gaited presence than before. This being our first introduction we can only go by that statement but certainly the consuming intensity and fully enveloping richness of the pessimistic coated sounds and massive consumption permeating them gives firm evidence to this evolution of the band’s sound. It is a superbly crafted blend of raging aggression and melodic elegance seamlessly and skilfully entwined for an impressive and enthralling result. As raw as it is heatedly engaging, the album is a triumph which lights up the passions and without doubt one of the highlight releases of the year. Mixed and mastered by producer Jack Endino (Nirvana, Skin Yard, Mudhoney), the album has a clear and uncluttered sound which gars_okladkaallows all the subtle and imagination elements to find clarity and union within the harsh uncompromising overall breath of the release. It starts with the initially blistered air of opener 101112, an instrumental which connects to and ignites emotions, its tonal evocation and melodramatic strings inspiring dark imagery. This merges into the following confrontation of 270492. The track begins with the same subdued whisper of the starter around a spine of sinewy rhythms and hard staring bass riffs. Into its stride the song brews a caustic cloud of sonic grazing and vocal squalls, all short of furnace intensity but fully impacting in their effect. Continuing to blend the gentler and coarser elements with ease the track is a potent full beginning to the release. The stark yet fiery stances of 280908 and 111111 both capture the imagination next with their sizzling hot guitar weaves, prowling basslines, and drums which are as uncompromising as they are unpredictably inventive. The first of the two has a shifting distressed presence with despondence, anger, and darkness of the heart pervading ingredients upon the senses. It is the melancholic strings which kiss the air at the climax of the track though which leave the biggest impression to fire up further emotive thoughts. The second is a similarly shaped track in sound which a twist of dual vocals to its passage and great drone like qualities to the groove which appears throughout, not forgetting the ferocious climactic fire it finishes on. If there is any ‘flaw’ with the release it is a similarity in what are admittedly few rather than many moments on the album but it can at times cause a blending of songs if not giving full focus to them as with this pair. This is not something you can place upon the best track on the album 01054. It is an abrasive pleasure, every member spoiling peace with their distinct intimidating skills and corrosive sounds. The first part of the song is a crawling sonic infestation which evolves into the eventual groove metal beast of insidious infectiousness and mesmeric contagious grooves. It is a glorious violation which out shines the other impressive slabs of excellent aural attitude. Completed by the sprawling density and acid of 260112, the synapse challenging climate of 271005, and 120399 with the returning strings accompanied by a gorgeous female voice again emerging the senses in overwhelming yet magnetic atmospheres, the album is an outstanding encounter which fans of bands ranging from Neurosis, Amen Ra, and Deftones will find a deep resonance with. Accomplished in quality and individual skills, and powerful in ambience and atmospheric manipulation, Gruzy absolutu, rewizja symboli is a should investigate release. The RingMaster ..::TRACK-LIST::.. 1. 101112 03:24 2. 270492 04:51 3. 280908 06:31 4. 111111 05:09 5. 010504 04:19 6. 260112 05:41 7. 271005 04:40 8. 120399 04:12 ..::OBSADA::.. Adam Piskorz - bas, głos Jakub Rusakow - gitara Miłosz Rusakow - bębny Przemek Lebiedziński - głos, sample Radek - gitara Gościnnie: Konrad 'Sielak' Siedlecki, Asia Kucharska, Marzena Dżeżdżon - głosy Krzysztof Jakub Szwarc - altówka https://www.youtube.com/watch?v=xxKrbHDQ23g SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-09-29 08:24:56
Rozmiar: 257.53 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. 'Ile oni mają lat?' Się zapytałem wydawcy Mrzonek i nieco mnie zaskoczyła odpowiedź, że w okolicach trzydziestki. Mrzonki grają bowiem jakby nie załapały się ze swoją nową falą na Marchewkę w 87 roku. Co jest komplementem, jakby ktoś pytał. Może to za sprawą saksofonu, który jest ważnym elementem budującym brzmienie Mrzonek, może za sprawą skojarzeń które biegną gdzieś do Klausa Mittfocha czy solowego Janerki do Republiki. Musi też, miejmy to już za sobą, paść nazwa Świetliki, bo tu też za mikrofonem poeta który lubi zadeklamować zamiast zaśpiewać - ale to ostatnie skojarzenie jednak dosyć odległe i nieco krzywdzące dla zespołu jest, więc się nim nie sugerujcie. No chyba, że lubicie Świetliki, to wtedy można. Poezji nie będę oceniał, ale Mrzonki grają fajniej. Zaskakująca, nietypowa dla antenowego katalogu pozycja.” Szymon 'Antena Krzyku' Na płycie mamy sześć utworów, które wyłamują się jednoznacznemu określeniu co do tego, co tak naprawdę grają Mrzonki. Bo zaczyna się całkiem nieźle, numer „Reklama” jest żywiołowy, a antykonsumpcyjny poetycki manifest doskonale łączy się tu z dźwiękowymi migawkami z telewizyjnych reklam, skrawków filmików czy telewizyjnych relacji. Ale już drugi kawałek, „Tabletka”, zwalnia i zmienia się w zimno-falową ciągłość, gdzie za „pierwsze skrzypce” robi tutaj saksofon, którego w ogóle jest pełno w Mrzonkach. „Koniec Fiata” to nostalgiczna i nastrojowa podróż w poszukiwaniu czegoś utraconego. I znów ten saksofon… a wokal Tomka przepuszczony tu został przez megafon. „Sen” to kolejny numer, gdzie zespół jedzie na tych swoich zwolnionych obrotach, tym razem sax przez niemal cały utwór tworzy bardzo fajną linie melodyczną, a w pewnym momencie wybija się gitara, a nawet w końcowej faze swoje solo ma perkusista. W tytułowym „Narysowanym” Mrzonki znów nieco przyśpieszają, ponownie pojawiają się fajne i powtarzające się motywy z saksofonem, który oczywiście ma tu też swoją solówkę. Dla mnie, obok „Reklamy”, jeden z najlepszych numerów na płycie. Na sam koniec mamy nową wersję kawałka „Los Anieli”, w remiksie Kacpra, nowego członka Mrzonek który odpowiedzialny jest za elektronikę w unowocześnionej wersji zespołu. Pojawiające się w tłach delikatne połacie dźwięków podrasowują muzykę zespołu, nadając jej nieco inny wymiar. Remiks pokazuje nam na co stać nowego człowieka w ekipie. Ma on nieco dubowy rytm, jest trochę bajerów ale i tak przebija się przez to wszystko Marcin ze swoim saksofonem, który to instrument nadaje zespołowy znaczący obraz. Mrzonki mają na tej płycie jakby dwa oblicza; bardziej żywiołowe i to charakterystyczne dla nich, nastrojowo-nostalgiczne. W tym pierwszym odnajdujemy echa rocka alternatywnego, jak i post-punka, drugie wieje zimną falą i momentami takim troche art-rockiem. W tej ich miksturze brakuje mi trochę takich typowych dla post-punka czy zimnej fali brzmień gitar, ale zdaję sobie sprawę z tego, że Mrzonki to zlepek ludzi z naprawdę różnych klimatów muzycznych, a i nie można przecież mieć wszystkiego… Wybijające w tym zespole są jeszcze dwie rzeczy: saksofon, który naprawdę odgrywa tu bardzo dużą rolę i gra Marcina potrafi nadać tym kawałkom klimat nie do podrobienia. Druga rzecz to Tomek ze swym poetyckim wokalem i takowymi tekstami. Mrzonki to w dużej mierze „jego” zespół i bez niego po prostu nie miałby on sensu istnieć.” Krawat 'Chaos w Mojej Głowie' ..::TRACK-LIST::.. 1. Reklama 03:23 2. Tabletka 06:16 3. Koniec Fiata 04:40 4. Sen 04:51 5. Narysowany 03:59 6. Los Anieli (Echology Remix) 07:42 ..::OBSADA::.. Tomasz Berrached - wokal Wojciech Machniak - gitara Marcin Kania - saksofon, klawisze Michał Siwek - bas Waldemar Leśniak - perkusja Kacper 'Echology' Żarna - efekty specjalne Słowa - Tomasz Berrached https://www.youtube.com/watch?v=TWIC9E5o_tU SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 6
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-09-18 18:50:48
Rozmiar: 72.90 MB
Peerów: 7
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. 'Ile oni mają lat?' Się zapytałem wydawcy Mrzonek i nieco mnie zaskoczyła odpowiedź, że w okolicach trzydziestki. Mrzonki grają bowiem jakby nie załapały się ze swoją nową falą na Marchewkę w 87 roku. Co jest komplementem, jakby ktoś pytał. Może to za sprawą saksofonu, który jest ważnym elementem budującym brzmienie Mrzonek, może za sprawą skojarzeń które biegną gdzieś do Klausa Mittfocha czy solowego Janerki do Republiki. Musi też, miejmy to już za sobą, paść nazwa Świetliki, bo tu też za mikrofonem poeta który lubi zadeklamować zamiast zaśpiewać - ale to ostatnie skojarzenie jednak dosyć odległe i nieco krzywdzące dla zespołu jest, więc się nim nie sugerujcie. No chyba, że lubicie Świetliki, to wtedy można. Poezji nie będę oceniał, ale Mrzonki grają fajniej. Zaskakująca, nietypowa dla antenowego katalogu pozycja.” Szymon 'Antena Krzyku' Na płycie mamy sześć utworów, które wyłamują się jednoznacznemu określeniu co do tego, co tak naprawdę grają Mrzonki. Bo zaczyna się całkiem nieźle, numer „Reklama” jest żywiołowy, a antykonsumpcyjny poetycki manifest doskonale łączy się tu z dźwiękowymi migawkami z telewizyjnych reklam, skrawków filmików czy telewizyjnych relacji. Ale już drugi kawałek, „Tabletka”, zwalnia i zmienia się w zimno-falową ciągłość, gdzie za „pierwsze skrzypce” robi tutaj saksofon, którego w ogóle jest pełno w Mrzonkach. „Koniec Fiata” to nostalgiczna i nastrojowa podróż w poszukiwaniu czegoś utraconego. I znów ten saksofon… a wokal Tomka przepuszczony tu został przez megafon. „Sen” to kolejny numer, gdzie zespół jedzie na tych swoich zwolnionych obrotach, tym razem sax przez niemal cały utwór tworzy bardzo fajną linie melodyczną, a w pewnym momencie wybija się gitara, a nawet w końcowej faze swoje solo ma perkusista. W tytułowym „Narysowanym” Mrzonki znów nieco przyśpieszają, ponownie pojawiają się fajne i powtarzające się motywy z saksofonem, który oczywiście ma tu też swoją solówkę. Dla mnie, obok „Reklamy”, jeden z najlepszych numerów na płycie. Na sam koniec mamy nową wersję kawałka „Los Anieli”, w remiksie Kacpra, nowego członka Mrzonek który odpowiedzialny jest za elektronikę w unowocześnionej wersji zespołu. Pojawiające się w tłach delikatne połacie dźwięków podrasowują muzykę zespołu, nadając jej nieco inny wymiar. Remiks pokazuje nam na co stać nowego człowieka w ekipie. Ma on nieco dubowy rytm, jest trochę bajerów ale i tak przebija się przez to wszystko Marcin ze swoim saksofonem, który to instrument nadaje zespołowy znaczący obraz. Mrzonki mają na tej płycie jakby dwa oblicza; bardziej żywiołowe i to charakterystyczne dla nich, nastrojowo-nostalgiczne. W tym pierwszym odnajdujemy echa rocka alternatywnego, jak i post-punka, drugie wieje zimną falą i momentami takim troche art-rockiem. W tej ich miksturze brakuje mi trochę takich typowych dla post-punka czy zimnej fali brzmień gitar, ale zdaję sobie sprawę z tego, że Mrzonki to zlepek ludzi z naprawdę różnych klimatów muzycznych, a i nie można przecież mieć wszystkiego… Wybijające w tym zespole są jeszcze dwie rzeczy: saksofon, który naprawdę odgrywa tu bardzo dużą rolę i gra Marcina potrafi nadać tym kawałkom klimat nie do podrobienia. Druga rzecz to Tomek ze swym poetyckim wokalem i takowymi tekstami. Mrzonki to w dużej mierze „jego” zespół i bez niego po prostu nie miałby on sensu istnieć.” Krawat 'Chaos w Mojej Głowie' ..::TRACK-LIST::.. 1. Reklama 03:23 2. Tabletka 06:16 3. Koniec Fiata 04:40 4. Sen 04:51 5. Narysowany 03:59 6. Los Anieli (Echology Remix) 07:42 ..::OBSADA::.. Tomasz Berrached - wokal Wojciech Machniak - gitara Marcin Kania - saksofon, klawisze Michał Siwek - bas Waldemar Leśniak - perkusja Kacper 'Echology' Żarna - efekty specjalne Słowa - Tomasz Berrached https://www.youtube.com/watch?v=TWIC9E5o_tU SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 7
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-09-18 18:47:42
Rozmiar: 184.75 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Joanna Makabresku to zimnofalowy warszawski zespół powstały w 1986 roku, kapela regularnie koncertowała do 1990 roku, kilkukrotnie pojawiła się na scenie także w latach późniejszych. Joanna Makabresku ma na swoim koncie wydanych kilka kaset, które ukazały się w limitowanym nakładzie, w tym 'Piątą Prostytucję'. Muzyka Joanny Makabresku to rasowy przedstawiciel polskiej zimnej fali – złożone, duszne melodie oparte na linii gitary i basu, którym sznytu dodaje brzmienie saksofonu, teksty w zawiły i dosadny sposób opisujące otaczającą rzeczywistość dając słuchaczom olbrzymie pole do własnej (nad-)interpretacji – to tylko kilka elementów układanki składającej się na obraz 'Piątej Prostytucji'. Członkowie kapeli tworzyli przez lata art-zine’a 'Linie', którego kompilację w formie książkowej udostępniło wydawnictwo Lampa. ..::TRACK-LIST::.. 1. Jest Fabryka 2:20 2. Powietrze 4:13 3. Rytm - Niedziela 6:36 4. Bujdogenerator 3:58 5. Praca Nowa 3:50 6. Wymuszone Kobiety 3:18 7. Wakacje W Warszawie 3:41 8. Człowiek, Który... 3:35 9. Mięso 6:32 10. Słońce 5:00 Piosenki Dodatkowe: 11. Miliony Wilgotnych Aniołów 2:50 12. Pewność 3:22 13. Na Piętrze... 3:55 Piosenki pochodzą z lat: 1986 - 1990 Piosenki od 1 do 10 nagrano w czerwcu 1990 roku, w studiu 'OKO', realizacja: Jacek Kufirski Piosenki od 11 do 13 nagrano w grudniu 2018 i styczniu 2019 roku w studiu 'Diamentowy Pies', realizacja Piotr Mazurek i Adam Wasilkowski https://www.youtube.com/watch?v=1EdT19S8KCs SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-09-01 16:35:58
Rozmiar: 129.93 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Joanna Makabresku to zimnofalowy warszawski zespół powstały w 1986 roku, kapela regularnie koncertowała do 1990 roku, kilkukrotnie pojawiła się na scenie także w latach późniejszych. Joanna Makabresku ma na swoim koncie wydanych kilka kaset, które ukazały się w limitowanym nakładzie, w tym 'Piątą Prostytucję'. Muzyka Joanny Makabresku to rasowy przedstawiciel polskiej zimnej fali – złożone, duszne melodie oparte na linii gitary i basu, którym sznytu dodaje brzmienie saksofonu, teksty w zawiły i dosadny sposób opisujące otaczającą rzeczywistość dając słuchaczom olbrzymie pole do własnej (nad-)interpretacji – to tylko kilka elementów układanki składającej się na obraz 'Piątej Prostytucji'. Członkowie kapeli tworzyli przez lata art-zine’a 'Linie', którego kompilację w formie książkowej udostępniło wydawnictwo Lampa. ..::TRACK-LIST::.. 1. Jest Fabryka 2:20 2. Powietrze 4:13 3. Rytm - Niedziela 6:36 4. Bujdogenerator 3:58 5. Praca Nowa 3:50 6. Wymuszone Kobiety 3:18 7. Wakacje W Warszawie 3:41 8. Człowiek, Który... 3:35 9. Mięso 6:32 10. Słońce 5:00 Piosenki Dodatkowe: 11. Miliony Wilgotnych Aniołów 2:50 12. Pewność 3:22 13. Na Piętrze... 3:55 Piosenki pochodzą z lat: 1986 - 1990 Piosenki od 1 do 10 nagrano w czerwcu 1990 roku, w studiu 'OKO', realizacja: Jacek Kufirski Piosenki od 11 do 13 nagrano w grudniu 2018 i styczniu 2019 roku w studiu 'Diamentowy Pies', realizacja Piotr Mazurek i Adam Wasilkowski https://www.youtube.com/watch?v=1EdT19S8KCs SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-09-01 16:30:45
Rozmiar: 370.72 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Gardenia to legenda rodzimej sceny nowofalowej przełomu 80. i 90., która przez kolejne dekady tworzyła i grała koncerty, niosąc w swej muzyce i tekstach werteryzm zimnej fali, psychodeliczne odloty i punkową szorstkość. Wydana w tym roku płyta Czarny Gotyk stanowi konsekwentne rozwinięcie obranej niegdyś stylistyki, skupiającej w sobie wszystkie ponure odcienie dekadenckich odmian rockowego grania. Gdy słucham najnowszego albumu, do głowy przychodzą mi takie nazwy jak Killing Joke, Siekiera, New Model Army, Klaus Mittfoch i Echo & The Bunnymen. Ale jednocześnie, choć w piosenkach Gardenii występuję pewne powinowactwo z ekstraklasą nowej fali (rozumianej szeroko), to należy oddać zespołowi, że obiera własny, swoisty kurs, momentami sięgający swym lotem mrocznego nieba. Przenikanie się z muzyką i tekstami kapeli nie jest zadaniem prostym, bo płyta Czarny Gotyk pozbawiona jest miłego dla ucha lukru, który niósłby jakieś pocieczenie. Depresja, samotność, śmierć, rozstanie – Gardenia nie rozpieszcza swoich słuchaczy, ale i też nie oszukuje, jak miewają w zwyczaju popowi wykonawcy. W otwierającym płytę utworze tytułowym mamy zgrzytliwy riff i jasną deklarację Radosława Nowaka, który wypranym ciepłych barw głosem śpiewa: Siostry miłosierdzia ubrane na czarno, pokazują mi przyszłość krwawą. Nie każdy zatem będzie gotowy na muzyczną i liryczną eskapadę, na którą kapela zaprasza, bo rejs z Gardenią po mglistej rzece niepokojących dźwięków, jest jak wyprawa do jądra ciemności. Muzycznie zaś mamy tutaj pełen przekrój przez klimaty typowe dla zimno falowych lat 80., ale podane w sposób szczery i wciąż aktualny. Znajdziemy zatem na Czarnym Gotyku punkowy brud i nieokrzesanie (Wszystko co mam, Ona odeszła czy Korytarz). Wciągają swą programową monotonią, psychodelicznym odlotem i wzniosłą atmosferą Jutro będzie za późno, Przy twoim łóżku i Chodzę po ruinach. Mroczno wybrzmiewa Psychodelia umierania, ale za sprawą klawiszowej partii niesie pewną lekkość oraz oddech. Na strychu zaskakuje wciągającą, posępną i bluesową formą kompozycji, a solo na saksofonie dodaje kompozycji klasy i sznytu. Smutna ballada Pytanie opiera się na partii fortepianu (choć nie zabrakło tu garażowych dźwięków gitary). Pulsujące Kim ty jesteś brzmi niezwykle przestrzennie i lekko (tutaj znowu odzywa się „nerwowy” saksofon), podobnie jak zamykający płytę Musi być coś więcej, w którym jednak pojawia się bardzo blada nadzieja: Musi być coś więcej niż jest, musi być coś jeszcze… Wszystko to składa się w spójny muzyczno-liryczny obraz, namalowany rozmaitymi odcieniami szarości. Piosenki na albumie są doskonale zaaranżowane: oszczędnie, bez zbędnych dźwięków, ale i nie ascetycznie, bo zespół pozwala sobie na liczne urozmaicenia. Dla niektórych będą to pejzaże nazbyt depresyjne, inni w konfrontacji z nimi odnajdą zaspokojenie dla mrocznych zakamarków duszy. Można odrzucić, można zbuntować się przeciwko tym piosenkom, albo wręcz przeciwnie - zakochać się w Czarnym Gotyku. Nie można jednak przejść obok bez jakiejkolwiek refleksji. Paweł Lach Gardenia zabiera słuchacza w czarno-białe pejzaże ponurych zaułków, pustych ulic przygniecionych ciężarem stalowych chmur i okrytych ciemnością korytarzy. Tak naprawdę "Czarny gotyk" to album, którym kultowy warszawski zespół obchodzi trzydziestolecie istnienia. Mało tego, nagrany został w klasycznym składzie i w moim odczuciu jest zarazem najlepszym, bo i najbardziej spójnym stylistycznie krążkiem Gardenii. Punkowy brud miesza się z chłodem zimnej fali, psychodelicznymi zakusami i hard rockową mocą, tworząc zwarty organizm. Takie połączenie New Model Army z Klaus Mitffoch, Siekierą i Neilem Youngiem. Niemniej już same gatunkowe szufladki pozwolą stwierdzić, że jest to muzyka ciężka percepcyjnie. To materiał depresyjny, ubrudzony błotem, pełen neuroz, pesymistyczny i pierwszorzędnie dołujący. Radosław Nowak swoim zachrypłym, szorstkim głosem melorecytuje przygnębiające teksty o stracie, rozpaczy, braku nadziei. Wystarczy zerknąć na wyrywki z pierwszych trzech utworów: "Siostry miłosierdzia // Ubrane na czarno // Chodzą w milczeniu // Pokazują marność" ("Czarny gotyk"), "Rzeczywistość jest jak egzekucja marzeń" ("Wszystko co mam"), "Psycholog mi radzi: masz po co żyć! ?? Ale ja mam to gdzieś" ("Jutro będzie za późno"). Teksty wręcz wypchane aforyzmami to bardzo mocna strona "Czarnego gotyku". Klimat budują brudne, bardzo charakterystyczne gitary Aleksandra Januszewskiego, który potrafi im nadać rock'n'rollowej motoryki. Absolutnie kapitalny jest bas Michała Zawadzkiego, fantastycznie zresztą brzmiący. Zimnofalową rytmikę utrzymuje Mariusz Radzikowski. Realizacja materiału jest jego olbrzymią zaletą - tu ukłony w stronę Mirosława Gila (gitarzysty Collage i Believe). "Czarny gotyk" jest jednak albumem chyba nieco przeciągniętym, zwyczajnie za długim. Zespół spokojnie mógł podarować sobie ze trzy-cztery kawałki, tym bardziej, że kilka utworów to kompozycje wręcz bliźniacze, to tak jakby słuchać w kółko tego samego numeru z innym tekstem. Na tle całości zdecydowanie wyróżnia się tytułowy, punkujący "Czarny gotyk", bluesująca "Psychodelia umierania", napędzany rock'n'rollową motoryką "Ona odeszła", na wpół akustyczny "Stoję na ulicy sam" czy hard rockowy "Obudziłem się". Mocnym punktem jest hipnotyzujący "Na strychu" z gitarową solówką Mirka Gila i porywającym saksofonem Karola Gołowacza, w którym czuć ducha Dicka Parry'ego. W zimnofalowych klimatach wytarzane są posępne "Chodzę po ruinach" i "Przy twoim łóżku", a bezwzględnie najlepsza jest szorstka ballada na bazie partii fortepianu, zatytułowana "Pytanie" i wszystko czego brakuje temu utworowi, to jakaś emocjonalna gitarowa solówka pełna podciągów i pisków. Album zamyka neurotyczny "Musi być coś więcej" z prowadzonymi w punkt partiami basu i saksofonu. Jest więc tych solidnych kawałków całkiem sporo. "Czarny gotyk" to dojrzała płyta facetów, którzy doskonale wiedzą co chcą przekazać i jakimi środkami. Brudne brzmienie idealnie obrazuje ponure teksty i depresyjny nastrój. Stylistyki punku, zimnej fali i psychodelii łączą się bezbłędnie w szary, depresyjny obraz. Gardenia nagrała przejmujący, posępny krążek. Grzegorz Bryk ..::TRACK-LIST::.. 1. Czarny Gotyk 2. Wszystko Co Mam 3. Jutro Będzie Za Późno 4. Psychodelia Umierania 5. Ona Odeszła 6. Stoję Na Ulicy Sam 7. Obudziłem Się 8. Na Strychu 9. Dobry Koniec 10. Chodzę Po Ruinach 11. Pytanie 12. Korytarz 13. Przy Twoim łóżku 14. Kim Ty Jesteś? 15. Musi Być Coś Więcej ..::OBSADA::.. Radosław Nowak - vocals Alek Januszewski - guitar Przemysław Wójcicki - bass Mariusz Radzikowski - drums https://www.youtube.com/watch?v=3uVqsCtBBHM SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-08-30 16:37:13
Rozmiar: 135.50 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Gardenia to legenda rodzimej sceny nowofalowej przełomu 80. i 90., która przez kolejne dekady tworzyła i grała koncerty, niosąc w swej muzyce i tekstach werteryzm zimnej fali, psychodeliczne odloty i punkową szorstkość. Wydana w tym roku płyta Czarny Gotyk stanowi konsekwentne rozwinięcie obranej niegdyś stylistyki, skupiającej w sobie wszystkie ponure odcienie dekadenckich odmian rockowego grania. Gdy słucham najnowszego albumu, do głowy przychodzą mi takie nazwy jak Killing Joke, Siekiera, New Model Army, Klaus Mittfoch i Echo & The Bunnymen. Ale jednocześnie, choć w piosenkach Gardenii występuję pewne powinowactwo z ekstraklasą nowej fali (rozumianej szeroko), to należy oddać zespołowi, że obiera własny, swoisty kurs, momentami sięgający swym lotem mrocznego nieba. Przenikanie się z muzyką i tekstami kapeli nie jest zadaniem prostym, bo płyta Czarny Gotyk pozbawiona jest miłego dla ucha lukru, który niósłby jakieś pocieczenie. Depresja, samotność, śmierć, rozstanie – Gardenia nie rozpieszcza swoich słuchaczy, ale i też nie oszukuje, jak miewają w zwyczaju popowi wykonawcy. W otwierającym płytę utworze tytułowym mamy zgrzytliwy riff i jasną deklarację Radosława Nowaka, który wypranym ciepłych barw głosem śpiewa: Siostry miłosierdzia ubrane na czarno, pokazują mi przyszłość krwawą. Nie każdy zatem będzie gotowy na muzyczną i liryczną eskapadę, na którą kapela zaprasza, bo rejs z Gardenią po mglistej rzece niepokojących dźwięków, jest jak wyprawa do jądra ciemności. Muzycznie zaś mamy tutaj pełen przekrój przez klimaty typowe dla zimno falowych lat 80., ale podane w sposób szczery i wciąż aktualny. Znajdziemy zatem na Czarnym Gotyku punkowy brud i nieokrzesanie (Wszystko co mam, Ona odeszła czy Korytarz). Wciągają swą programową monotonią, psychodelicznym odlotem i wzniosłą atmosferą Jutro będzie za późno, Przy twoim łóżku i Chodzę po ruinach. Mroczno wybrzmiewa Psychodelia umierania, ale za sprawą klawiszowej partii niesie pewną lekkość oraz oddech. Na strychu zaskakuje wciągającą, posępną i bluesową formą kompozycji, a solo na saksofonie dodaje kompozycji klasy i sznytu. Smutna ballada Pytanie opiera się na partii fortepianu (choć nie zabrakło tu garażowych dźwięków gitary). Pulsujące Kim ty jesteś brzmi niezwykle przestrzennie i lekko (tutaj znowu odzywa się „nerwowy” saksofon), podobnie jak zamykający płytę Musi być coś więcej, w którym jednak pojawia się bardzo blada nadzieja: Musi być coś więcej niż jest, musi być coś jeszcze… Wszystko to składa się w spójny muzyczno-liryczny obraz, namalowany rozmaitymi odcieniami szarości. Piosenki na albumie są doskonale zaaranżowane: oszczędnie, bez zbędnych dźwięków, ale i nie ascetycznie, bo zespół pozwala sobie na liczne urozmaicenia. Dla niektórych będą to pejzaże nazbyt depresyjne, inni w konfrontacji z nimi odnajdą zaspokojenie dla mrocznych zakamarków duszy. Można odrzucić, można zbuntować się przeciwko tym piosenkom, albo wręcz przeciwnie - zakochać się w Czarnym Gotyku. Nie można jednak przejść obok bez jakiejkolwiek refleksji. Paweł Lach Gardenia zabiera słuchacza w czarno-białe pejzaże ponurych zaułków, pustych ulic przygniecionych ciężarem stalowych chmur i okrytych ciemnością korytarzy. Tak naprawdę "Czarny gotyk" to album, którym kultowy warszawski zespół obchodzi trzydziestolecie istnienia. Mało tego, nagrany został w klasycznym składzie i w moim odczuciu jest zarazem najlepszym, bo i najbardziej spójnym stylistycznie krążkiem Gardenii. Punkowy brud miesza się z chłodem zimnej fali, psychodelicznymi zakusami i hard rockową mocą, tworząc zwarty organizm. Takie połączenie New Model Army z Klaus Mitffoch, Siekierą i Neilem Youngiem. Niemniej już same gatunkowe szufladki pozwolą stwierdzić, że jest to muzyka ciężka percepcyjnie. To materiał depresyjny, ubrudzony błotem, pełen neuroz, pesymistyczny i pierwszorzędnie dołujący. Radosław Nowak swoim zachrypłym, szorstkim głosem melorecytuje przygnębiające teksty o stracie, rozpaczy, braku nadziei. Wystarczy zerknąć na wyrywki z pierwszych trzech utworów: "Siostry miłosierdzia // Ubrane na czarno // Chodzą w milczeniu // Pokazują marność" ("Czarny gotyk"), "Rzeczywistość jest jak egzekucja marzeń" ("Wszystko co mam"), "Psycholog mi radzi: masz po co żyć! ?? Ale ja mam to gdzieś" ("Jutro będzie za późno"). Teksty wręcz wypchane aforyzmami to bardzo mocna strona "Czarnego gotyku". Klimat budują brudne, bardzo charakterystyczne gitary Aleksandra Januszewskiego, który potrafi im nadać rock'n'rollowej motoryki. Absolutnie kapitalny jest bas Michała Zawadzkiego, fantastycznie zresztą brzmiący. Zimnofalową rytmikę utrzymuje Mariusz Radzikowski. Realizacja materiału jest jego olbrzymią zaletą - tu ukłony w stronę Mirosława Gila (gitarzysty Collage i Believe). "Czarny gotyk" jest jednak albumem chyba nieco przeciągniętym, zwyczajnie za długim. Zespół spokojnie mógł podarować sobie ze trzy-cztery kawałki, tym bardziej, że kilka utworów to kompozycje wręcz bliźniacze, to tak jakby słuchać w kółko tego samego numeru z innym tekstem. Na tle całości zdecydowanie wyróżnia się tytułowy, punkujący "Czarny gotyk", bluesująca "Psychodelia umierania", napędzany rock'n'rollową motoryką "Ona odeszła", na wpół akustyczny "Stoję na ulicy sam" czy hard rockowy "Obudziłem się". Mocnym punktem jest hipnotyzujący "Na strychu" z gitarową solówką Mirka Gila i porywającym saksofonem Karola Gołowacza, w którym czuć ducha Dicka Parry'ego. W zimnofalowych klimatach wytarzane są posępne "Chodzę po ruinach" i "Przy twoim łóżku", a bezwzględnie najlepsza jest szorstka ballada na bazie partii fortepianu, zatytułowana "Pytanie" i wszystko czego brakuje temu utworowi, to jakaś emocjonalna gitarowa solówka pełna podciągów i pisków. Album zamyka neurotyczny "Musi być coś więcej" z prowadzonymi w punkt partiami basu i saksofonu. Jest więc tych solidnych kawałków całkiem sporo. "Czarny gotyk" to dojrzała płyta facetów, którzy doskonale wiedzą co chcą przekazać i jakimi środkami. Brudne brzmienie idealnie obrazuje ponure teksty i depresyjny nastrój. Stylistyki punku, zimnej fali i psychodelii łączą się bezbłędnie w szary, depresyjny obraz. Gardenia nagrała przejmujący, posępny krążek. Grzegorz Bryk ..::TRACK-LIST::.. 1. Czarny Gotyk 2. Wszystko Co Mam 3. Jutro Będzie Za Późno 4. Psychodelia Umierania 5. Ona Odeszła 6. Stoję Na Ulicy Sam 7. Obudziłem Się 8. Na Strychu 9. Dobry Koniec 10. Chodzę Po Ruinach 11. Pytanie 12. Korytarz 13. Przy Twoim łóżku 14. Kim Ty Jesteś? 15. Musi Być Coś Więcej ..::OBSADA::.. Radosław Nowak - vocals Alek Januszewski - guitar Przemysław Wójcicki - bass Mariusz Radzikowski - drums https://www.youtube.com/watch?v=3uVqsCtBBHM SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-08-30 16:34:05
Rozmiar: 412.95 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Psychodelia, noise, trans... Klasyczny zestaw instrumentów - dwie gitary, bas i perkusja - daje zupełnie nieklasyczny efekt. Dzięki głośnym i przesterowanym gitarom, a także pulsujących bębnach i basie Wrogowie Ciszy zabierają słuchaczy w kolorową podróż na najjaśniejszą gwiazdę w gwiazdozbiorze Lutni i wulkan w Indonezji. Ich utwory są zawieszone gdzieś pomiędzy międzygwiezdnymi lotami, a psychodelicznymi piosenkami z charakterystycznymi ostrymi i dzikimi gitarami. W innych ich numerach cisza i hałas toczą ze sobą odwieczną walkę, której wynik jest tylko pozornie znany. ..::TRACK-LIST::.. 1. Wega 05:20 2. Kelimutu 06:11 3. Music 02:04 4. Wild Life 03:58 5. Tears in Rain 06:14 6. Going In! (Vocal - Rude Boy) 04:55 7. Lost in Space 10:56 ..::OBSADA::.. Adam Sołtysik Adam Korabiewski Przemek Lorek Kacper Reszczyński https://www.youtube.com/watch?v=6Nl-UxVGivA SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-08-25 10:16:12
Rozmiar: 94.60 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Psychodelia, noise, trans... Klasyczny zestaw instrumentów - dwie gitary, bas i perkusja - daje zupełnie nieklasyczny efekt. Dzięki głośnym i przesterowanym gitarom, a także pulsujących bębnach i basie Wrogowie Ciszy zabierają słuchaczy w kolorową podróż na najjaśniejszą gwiazdę w gwiazdozbiorze Lutni i wulkan w Indonezji. Ich utwory są zawieszone gdzieś pomiędzy międzygwiezdnymi lotami, a psychodelicznymi piosenkami z charakterystycznymi ostrymi i dzikimi gitarami. W innych ich numerach cisza i hałas toczą ze sobą odwieczną walkę, której wynik jest tylko pozornie znany. ..::TRACK-LIST::.. 1. Wega 05:20 2. Kelimutu 06:11 3. Music 02:04 4. Wild Life 03:58 5. Tears in Rain 06:14 6. Going In! (Vocal - Rude Boy) 04:55 7. Lost in Space 10:56 ..::OBSADA::.. Adam Sołtysik Adam Korabiewski Przemek Lorek Kacper Reszczyński https://www.youtube.com/watch?v=6Nl-UxVGivA SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-08-25 10:12:31
Rozmiar: 255.66 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. W październiku 2020 roku, tuż przed wydaniem kolejnego studyjnego albumu zatytułowanego „Cyr”, Billy Corgan – lider The Smashing Pumpkins – zapowiedział, że pracuje nad kontynuacją płyt „Mellon Collie and the Infinite Sadness” i „Machina/The Machines of God”. Taka mocna deklaracja spowodowała, że w mojej głowie zapaliło się czerwone światełko ostrzegawcze. Miałem obawy, co do takiego pomysłu. Z drugiej strony – to też jakoś nie dziwiło. W końcu wypowiedział to sam Corgan, który z pewnością jest nietuzinkową postacią w świecie muzyki i różne głośne hasła z jego ust w przeszłości padły. Kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że Dynie zaprezentują trzyczęściową rock operę składającą się z 33 utworów, a kolejne odsłony będą miały swoje premiery w dość krótkich odstępach czasowych. Pierwsza część pojawiła się w serwisach streamingowych 15 listopada, druga ujrzy światło dzienne 27 stycznia, a ostatnia natomiast – 21 kwietnia. Później całość zostanie zebrana razem i wydana w formie fizycznej. Wspominałem na samym początku recenzji o obawach, ale pierwsza zapowiedź obszernego wydawnictwa – utwór „Beguiled” – dawał nadzieję, że Corgan i spółka nie zapomnieli, jak dołożyć do pieca. Wspomniany singiel, ze świetnym, motorycznym riffem, znajdzie się jednak dopiero na drugiej części. Może to i dobrze, bo na „ATUM – Act I” otoczony byłby, w większości, przez kompozycje bardzo, ale to bardzo słabe. Na poprzednim albumie „Cyr” do głosu doszła mocno elektronika. Krążek, który zawierał aż 20 utworów, był nierówny. I czuć było, że selekcja materiału kulała. Nie spodziewałem się jednak, że Billy Corgan może ten aspekt w jeszcze bardziej koncertowy sposób spartaczyć. Mało tu rockowego mięsa, a sporo przeciętnego electropopu. Tak w skrócie mógłbym opisać zawartość pierwszej części tej szumnie zapowiadanej rockopery, która… z tym terminem za dużo wspólnego nie ma. Nie bronię Corganowi eksperymentować – ma do tego przecież prawo. Smutno się jednak na to patrzy, gdy w taki właśnie sposób szarga legendę The Smashing Pumpkins. Początek „ATUM – Act I” nie zwiastuje jeszcze katastrofy. Instrumentalny otwieracz nawet intryguje i – oprócz wszechobecnych klawiszy – pojawiają się tu gitary i perkusja. Następny w kolejności „Butterfly Suite” to już czysty pop, ale – na szczęście – w miarę strawny dla słuchacza, który na co dzień siedzi w bardziej rockowych klimatach. Nawet kobiece chórki nie drażnią. Trzeci numer na albumie, czyli „The Good in Goodbye”, powoduje uśmiech na całej twarzy. Jimmy Chamberlin w końcu może się wykazać za swoim zestawem, a „zaczepny” riff jest ozdobą całości. Stare, dobre dynie. Liczyłem, że dalej poziom zostanie utrzymany. No cóż – to się zdziwiłem… I to srogo. Bo oto grupa The Smashing Pumpkins postanowiła uraczyć nas materiałem, który określiłbym mianem miałkiego synthpopu. Do tego grona zaliczam utwór „Hooligan”, który brzmi tandetnie. A refren to już w ogóle… śmiech na sali. Billy Corgan zmarnował też potencjał takich kompozycji, jak „With Ado I Do” czy „Steps in Time”. Potrafi też „zabić” monotonnością – najlepszym przykładem bezpłciowy „Where Rain Must Fall”. Mam wrażenie, że samozwańczy lider schował głęboko do szafy w czasie nagrywania piosenek, które znalazły się na „ATUM – Act I”, zarówno gitarzystę Jamesa Ihę, jak i perkusistę Chamberlina. Wydawało się, że po to kilka lat temu wrócili do składu The Smashing Pumpkins, aby mocniej wykorzystać ich umiejętności, a nie po to, żeby oddawali pole automatowi perkusyjnemu czy syntezatorom. Kiedy myślałem, że gorzej być nie może, czekała na mnie kompozycja zatytułowana „Hooray!”, o której istnieniu chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Czy to najgorsza rzecz w dorobku The Smashing Pumpkins? Mam wrażenie, że tak. Naprawdę nie jestem w stanie pojąć, jak coś tak tragicznego mogło znaleźć się na albumie. To kabaret – cytując Roberta Lewandowskiego, który w ten sposób skomentował w przeszłości wyniki plebiscytu „France Football”. Nie od dziś wiadomo, że Billy Corgan to osoba, która chce mieć nad wszystkim kontrolę. W przypadku „ATUM – Act I” mam jednak wrażenie, graniczące z pewnością, że stracił panowanie nad tworzonymi kompozycjami. I przez to całość się rozlazła. Oczekiwań co do dwóch pozostałych części rock opery na ten moment nie mam. Spodziewam się tak naprawdę wszystkiego. Być może pojawi się więcej takich udanych „strzałów”, jak „Beguiled”, a może ponownie otrzymamy przeciętne electropopowe kawałki, o których ciężko będzie można napisać coś pozytywnego. Sytuacja jest taka, że „ATUM – Act I” to – jak na razie – najsłabszy krążek w bogatym dorobku The Smashing Pumpkins. Panie Corgan, wstyd! Ocena [w skali szkolnej 1-6] 2 zmieszane dynie Szymon Bijak Pod koniec kwietnia ukazał się długo oczekiwany album The Smashing Pumpkins Atum. Płyta ma aż 33 utwory, które łącznie trwają ponad dwie godziny! Projekt ten, w zamyśle grupy, stanowi rock-operę na trzy akty, chociaż ciężko tu doszukiwać się hybrydy rocka i opery... Słuchając albumu, odnoszę wrażenie, że zespół szuka swojej nowej stylistyki, ale niekoniecznie już ją znalazł. Pierwszy akt jest bardziej electropopem niż rock-operą, i to w złym wydaniu. Atum to również tytuł utworu wprowadzającego. Singiel rozpoczyna się syntezatorami, które psują całą kompozycję. Są nie tylko zbędne, ale zakłócają odbiór muzyki. Po tych kilku trudnych dla mnie sekundach wchodzi gitara i tu już można oczekiwać dobrej porcji muzyki rockowej. Niestety, syntezatory dają o sobie znać nie tylko w dalszych momentach numeru, ale i na całym albumie. Słuchając drugiego utworu – Butterfly Suite, mam wrażenie, że zespół chciał w nowoczesny sposób wrócić do lat 80. Ale niekoniecznie w dobrym stylu. Podoba mi się moment cięższych gitar, natomiast nie pasuje on do kompozycji tego numeru. Zdecydowanie większy potencjał ma singiel The Good in Goodbye – jest on całkiem rockowy (i pewnie dlatego uważam, że jest jednym z lepszych na płycie), ale warto pominąć pierwsze 40 sekund, w których... nic się nie dzieje. Drugi akt rozpoczyna się Avalanche i znowu odnoszę wrażenie, że muzycy chcieli przypomnieć lata 80. Jednak połączenie rock-opery z electropopem i syntezatorami z lat 80. to chyba za dużo jak na jedną płytę. Następna piosenka Empires rozpoczyna się solidną dawką gitarowych riffów i to mi się podoba, daje chwilę rockowego oddechu. Kolejne kompozycje to powrót syntezatorów i dźwięków trudnych do słuchania. Chociaż druga część niewątpliwie jest mniej uwierająca w ucho słuchacza, to wciąż niewiele ma wspólnego z rock-operą. Dobrym utworem jest singiel promujący płytę Beguiled. Jest najlepszą propozycją na tym albumie. Kompozycja jest najbliższa do rockowo-operowego brzmienia. Trzeci akt rozpoczyna się Sojourner, który jest łagodną balladą pop-rockową. Utwór charakteryzuje się jasnym brzmieniem i brakiem syntezatorów (uff…). Drugą propozycją w tym akcie jest That Which Animates the Spirit i muzycznie naprawdę nie jest zły! Ciekawa linia perkusyjna i gitarowa, chociaż warstwa wokalna przypomina musical. The Canary Trainer jest spokojną i ciekawą piosenką, która jest przyjemna w słuchaniu – czego niestety nie można powiedzieć o następnym kawałku. Zespół znowu wraca do charakterystyki rockowej w In Lieu of Failure, jednak linia wokalna jest dosyć oczywista i nie ujmuje za serce, ale utwór się broni muzycznie. Fireflies, który ma zostać również singlem promującym płytę, jest połączeniem stylistyki sprzed 40. lat i rocka – i w tym utworze nareszcie to dobrze brzmi. Mam wrażenie, że The Smashing Pumpkins szukało swoich dźwięków przez cały proces tworzenia Atum. Trzeci akt jest całkiem niezłą propozycją dla fanów, chociaż nie jestem przekonana, czy odkupuje wszystkie winy z aktu pierwszego i drugiego. Katarzyna Mrożek ..::TRACK-LIST::.. CD 1 - Act I: 1. Atum 3:34 2. Butterfly Suite 3:13 3. The Good In Goodbye 4:40 4. Embracer 3:37 5. With Ado I Do 2:53 6. Hooligan 3:02 7. Steps In Time 3:48 8. Where Rain Must Fall 4:11 9. Beyond The Vale 3:42 10. Hooray! 3:49 11. The Gold Mask 3:30 CD 2 - Act II: 1. Avalanche 5:31 2. Empires 3:10 3. Neophyte 4:18 4. Moss 2:58 5. Night Waves 2:53 6. Space Age 3:12 7. Every Morning 6:10 8. To The Grays 3:08 9. Beguiled 3:56 10. The Culling 4:58 11. Springtimes 3:58 CD 3 - Act III 1. Sojourner 7:44 2. That Which Animates The Spirit 3:54 3. The Canary Trainer 3:58 4. Pacer 5:26 5. In Lieu Of Failure 3:22 6. Cenotaph 3:02 7. Harmageddon 4:19 8. Fireflies 3:30 9. Intergalactic 8:59 10. Spellbinding 4:09 11. Of Wings 5:31 ..::OBSADA::.. Drums - Jimmy Chamberlin Guitar - James Iha Guitar, Keyboards - Jeff Schroeder Vocals, Guitar, Bass, Keyboards - William Patrick Corgan Backing Vocals [Additional Background Vocals] - Katie Cole, Sierra Swan Backing Vocals, Arranged By [Background Vocal Arrangements] - Katie Cole Choir - April Rucker, Devonne Fowlkes, Jovan Bender, Kimberley Nicole Mont, Wilmer Terrell Hunt Choir, Chorus Master [Lead] - Kimberly Fleming Orchestra: 12-String Bass [String Bass] - Craig Nelson Cello - Andrew Dunn, Austin Hoke Clarinet, Bass Clarinet - Emily Bowland Conductor [Leader] - Kristin Wilkinson Flute, Alto Flute, Bass Flute - Erik Gratton French Horn - Jennifer Kummer Harp - Rachel Miller Oboe, English Horn - Somerlie DePasquale Piano, Celesta [Celeste], Harpsichord, Percussion - Tim Lauer Trumpet, Flugelhorn - Steve Patrick Viola - Kristin Wilkinson, Monisa Angell Violin - Alicia Enstrom, David Angell, David Davidson https://www.youtube.com/watch?v=XEOvZbNsIkM SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-08-20 17:59:19
Rozmiar: 323.35 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. W październiku 2020 roku, tuż przed wydaniem kolejnego studyjnego albumu zatytułowanego „Cyr”, Billy Corgan – lider The Smashing Pumpkins – zapowiedział, że pracuje nad kontynuacją płyt „Mellon Collie and the Infinite Sadness” i „Machina/The Machines of God”. Taka mocna deklaracja spowodowała, że w mojej głowie zapaliło się czerwone światełko ostrzegawcze. Miałem obawy, co do takiego pomysłu. Z drugiej strony – to też jakoś nie dziwiło. W końcu wypowiedział to sam Corgan, który z pewnością jest nietuzinkową postacią w świecie muzyki i różne głośne hasła z jego ust w przeszłości padły. Kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że Dynie zaprezentują trzyczęściową rock operę składającą się z 33 utworów, a kolejne odsłony będą miały swoje premiery w dość krótkich odstępach czasowych. Pierwsza część pojawiła się w serwisach streamingowych 15 listopada, druga ujrzy światło dzienne 27 stycznia, a ostatnia natomiast – 21 kwietnia. Później całość zostanie zebrana razem i wydana w formie fizycznej. Wspominałem na samym początku recenzji o obawach, ale pierwsza zapowiedź obszernego wydawnictwa – utwór „Beguiled” – dawał nadzieję, że Corgan i spółka nie zapomnieli, jak dołożyć do pieca. Wspomniany singiel, ze świetnym, motorycznym riffem, znajdzie się jednak dopiero na drugiej części. Może to i dobrze, bo na „ATUM – Act I” otoczony byłby, w większości, przez kompozycje bardzo, ale to bardzo słabe. Na poprzednim albumie „Cyr” do głosu doszła mocno elektronika. Krążek, który zawierał aż 20 utworów, był nierówny. I czuć było, że selekcja materiału kulała. Nie spodziewałem się jednak, że Billy Corgan może ten aspekt w jeszcze bardziej koncertowy sposób spartaczyć. Mało tu rockowego mięsa, a sporo przeciętnego electropopu. Tak w skrócie mógłbym opisać zawartość pierwszej części tej szumnie zapowiadanej rockopery, która… z tym terminem za dużo wspólnego nie ma. Nie bronię Corganowi eksperymentować – ma do tego przecież prawo. Smutno się jednak na to patrzy, gdy w taki właśnie sposób szarga legendę The Smashing Pumpkins. Początek „ATUM – Act I” nie zwiastuje jeszcze katastrofy. Instrumentalny otwieracz nawet intryguje i – oprócz wszechobecnych klawiszy – pojawiają się tu gitary i perkusja. Następny w kolejności „Butterfly Suite” to już czysty pop, ale – na szczęście – w miarę strawny dla słuchacza, który na co dzień siedzi w bardziej rockowych klimatach. Nawet kobiece chórki nie drażnią. Trzeci numer na albumie, czyli „The Good in Goodbye”, powoduje uśmiech na całej twarzy. Jimmy Chamberlin w końcu może się wykazać za swoim zestawem, a „zaczepny” riff jest ozdobą całości. Stare, dobre dynie. Liczyłem, że dalej poziom zostanie utrzymany. No cóż – to się zdziwiłem… I to srogo. Bo oto grupa The Smashing Pumpkins postanowiła uraczyć nas materiałem, który określiłbym mianem miałkiego synthpopu. Do tego grona zaliczam utwór „Hooligan”, który brzmi tandetnie. A refren to już w ogóle… śmiech na sali. Billy Corgan zmarnował też potencjał takich kompozycji, jak „With Ado I Do” czy „Steps in Time”. Potrafi też „zabić” monotonnością – najlepszym przykładem bezpłciowy „Where Rain Must Fall”. Mam wrażenie, że samozwańczy lider schował głęboko do szafy w czasie nagrywania piosenek, które znalazły się na „ATUM – Act I”, zarówno gitarzystę Jamesa Ihę, jak i perkusistę Chamberlina. Wydawało się, że po to kilka lat temu wrócili do składu The Smashing Pumpkins, aby mocniej wykorzystać ich umiejętności, a nie po to, żeby oddawali pole automatowi perkusyjnemu czy syntezatorom. Kiedy myślałem, że gorzej być nie może, czekała na mnie kompozycja zatytułowana „Hooray!”, o której istnieniu chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Czy to najgorsza rzecz w dorobku The Smashing Pumpkins? Mam wrażenie, że tak. Naprawdę nie jestem w stanie pojąć, jak coś tak tragicznego mogło znaleźć się na albumie. To kabaret – cytując Roberta Lewandowskiego, który w ten sposób skomentował w przeszłości wyniki plebiscytu „France Football”. Nie od dziś wiadomo, że Billy Corgan to osoba, która chce mieć nad wszystkim kontrolę. W przypadku „ATUM – Act I” mam jednak wrażenie, graniczące z pewnością, że stracił panowanie nad tworzonymi kompozycjami. I przez to całość się rozlazła. Oczekiwań co do dwóch pozostałych części rock opery na ten moment nie mam. Spodziewam się tak naprawdę wszystkiego. Być może pojawi się więcej takich udanych „strzałów”, jak „Beguiled”, a może ponownie otrzymamy przeciętne electropopowe kawałki, o których ciężko będzie można napisać coś pozytywnego. Sytuacja jest taka, że „ATUM – Act I” to – jak na razie – najsłabszy krążek w bogatym dorobku The Smashing Pumpkins. Panie Corgan, wstyd! Ocena [w skali szkolnej 1-6] 2 zmieszane dynie Szymon Bijak Pod koniec kwietnia ukazał się długo oczekiwany album The Smashing Pumpkins Atum. Płyta ma aż 33 utwory, które łącznie trwają ponad dwie godziny! Projekt ten, w zamyśle grupy, stanowi rock-operę na trzy akty, chociaż ciężko tu doszukiwać się hybrydy rocka i opery... Słuchając albumu, odnoszę wrażenie, że zespół szuka swojej nowej stylistyki, ale niekoniecznie już ją znalazł. Pierwszy akt jest bardziej electropopem niż rock-operą, i to w złym wydaniu. Atum to również tytuł utworu wprowadzającego. Singiel rozpoczyna się syntezatorami, które psują całą kompozycję. Są nie tylko zbędne, ale zakłócają odbiór muzyki. Po tych kilku trudnych dla mnie sekundach wchodzi gitara i tu już można oczekiwać dobrej porcji muzyki rockowej. Niestety, syntezatory dają o sobie znać nie tylko w dalszych momentach numeru, ale i na całym albumie. Słuchając drugiego utworu – Butterfly Suite, mam wrażenie, że zespół chciał w nowoczesny sposób wrócić do lat 80. Ale niekoniecznie w dobrym stylu. Podoba mi się moment cięższych gitar, natomiast nie pasuje on do kompozycji tego numeru. Zdecydowanie większy potencjał ma singiel The Good in Goodbye – jest on całkiem rockowy (i pewnie dlatego uważam, że jest jednym z lepszych na płycie), ale warto pominąć pierwsze 40 sekund, w których... nic się nie dzieje. Drugi akt rozpoczyna się Avalanche i znowu odnoszę wrażenie, że muzycy chcieli przypomnieć lata 80. Jednak połączenie rock-opery z electropopem i syntezatorami z lat 80. to chyba za dużo jak na jedną płytę. Następna piosenka Empires rozpoczyna się solidną dawką gitarowych riffów i to mi się podoba, daje chwilę rockowego oddechu. Kolejne kompozycje to powrót syntezatorów i dźwięków trudnych do słuchania. Chociaż druga część niewątpliwie jest mniej uwierająca w ucho słuchacza, to wciąż niewiele ma wspólnego z rock-operą. Dobrym utworem jest singiel promujący płytę Beguiled. Jest najlepszą propozycją na tym albumie. Kompozycja jest najbliższa do rockowo-operowego brzmienia. Trzeci akt rozpoczyna się Sojourner, który jest łagodną balladą pop-rockową. Utwór charakteryzuje się jasnym brzmieniem i brakiem syntezatorów (uff…). Drugą propozycją w tym akcie jest That Which Animates the Spirit i muzycznie naprawdę nie jest zły! Ciekawa linia perkusyjna i gitarowa, chociaż warstwa wokalna przypomina musical. The Canary Trainer jest spokojną i ciekawą piosenką, która jest przyjemna w słuchaniu – czego niestety nie można powiedzieć o następnym kawałku. Zespół znowu wraca do charakterystyki rockowej w In Lieu of Failure, jednak linia wokalna jest dosyć oczywista i nie ujmuje za serce, ale utwór się broni muzycznie. Fireflies, który ma zostać również singlem promującym płytę, jest połączeniem stylistyki sprzed 40. lat i rocka – i w tym utworze nareszcie to dobrze brzmi. Mam wrażenie, że The Smashing Pumpkins szukało swoich dźwięków przez cały proces tworzenia Atum. Trzeci akt jest całkiem niezłą propozycją dla fanów, chociaż nie jestem przekonana, czy odkupuje wszystkie winy z aktu pierwszego i drugiego. Katarzyna Mrożek ..::TRACK-LIST::.. CD 1 - Act I: 1. Atum 3:34 2. Butterfly Suite 3:13 3. The Good In Goodbye 4:40 4. Embracer 3:37 5. With Ado I Do 2:53 6. Hooligan 3:02 7. Steps In Time 3:48 8. Where Rain Must Fall 4:11 9. Beyond The Vale 3:42 10. Hooray! 3:49 11. The Gold Mask 3:30 CD 2 - Act II: 1. Avalanche 5:31 2. Empires 3:10 3. Neophyte 4:18 4. Moss 2:58 5. Night Waves 2:53 6. Space Age 3:12 7. Every Morning 6:10 8. To The Grays 3:08 9. Beguiled 3:56 10. The Culling 4:58 11. Springtimes 3:58 CD 3 - Act III 1. Sojourner 7:44 2. That Which Animates The Spirit 3:54 3. The Canary Trainer 3:58 4. Pacer 5:26 5. In Lieu Of Failure 3:22 6. Cenotaph 3:02 7. Harmageddon 4:19 8. Fireflies 3:30 9. Intergalactic 8:59 10. Spellbinding 4:09 11. Of Wings 5:31 ..::OBSADA::.. Drums - Jimmy Chamberlin Guitar - James Iha Guitar, Keyboards - Jeff Schroeder Vocals, Guitar, Bass, Keyboards - William Patrick Corgan Backing Vocals [Additional Background Vocals] - Katie Cole, Sierra Swan Backing Vocals, Arranged By [Background Vocal Arrangements] - Katie Cole Choir - April Rucker, Devonne Fowlkes, Jovan Bender, Kimberley Nicole Mont, Wilmer Terrell Hunt Choir, Chorus Master [Lead] - Kimberly Fleming Orchestra: 12-String Bass [String Bass] - Craig Nelson Cello - Andrew Dunn, Austin Hoke Clarinet, Bass Clarinet - Emily Bowland Conductor [Leader] - Kristin Wilkinson Flute, Alto Flute, Bass Flute - Erik Gratton French Horn - Jennifer Kummer Harp - Rachel Miller Oboe, English Horn - Somerlie DePasquale Piano, Celesta [Celeste], Harpsichord, Percussion - Tim Lauer Trumpet, Flugelhorn - Steve Patrick Viola - Kristin Wilkinson, Monisa Angell Violin - Alicia Enstrom, David Angell, David Davidson https://www.youtube.com/watch?v=XEOvZbNsIkM SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-08-20 17:55:53
Rozmiar: 906.36 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Salaryman powrócił! Jedna z najważniejszych amerykańskich grup post-rockowych (new-kraut-rockowych?) lat 90-tych obok Tortoise czy Trans Am (dwa albumy dla City Slang: “Salaryman” i “Karoshi”) prezentuje nowy album. Historia zatacza koło, europejska wersja będzie wydana przez Gusstaff Records, label, który pod koniec lat 90-tych dystrybuował w Polsce City Slang (a więc i obie płyty Salarymana) a nawet wydał licencyjną wersję “Karoshi” na kasecie (tak, wtedy kaseta była jeszcze pełnoprawnym nośnikiem w Polsce...). Wersja amerykańska została wydana przez label Twelve Inch Records założony przez członków zespołu. Po siedmiu latach milczenia Salaryman wyłania się z silikonowej prerii w Illinois z trzecim albumem: The Electric Forest. Dziesięć instrumentalnych jak zwykle utworów, sięgających od ambientu do agresywnego noise. Elektronicznie i gitarowo. Transowo i piosenkowo. Uslyszycie tu zarówno fascynacje Brianem Eno jak i Kraftwerkiem, Can czy Faustem. The Electric Forest to doskonały soundtrack do przejażdżki o północy pustynną autostradą, ewentualnie (z powodu np. rosnących cen paliwa) idealne tło muzyczne na wieczór spędzany w domu przy oglądaniu telewizji na olbrzymim ekranie u sąsiadów przez okno sypialni... Członkowie Salaryman znani są także z jeszcze jednego projektu, znacznie starszego i bardzo popularnego w ich ojczyźnie: Poster Children, gdzie dają upust swej punkowej energii... ale to już zupełnie inna historia. prasa zagraniczna o wcześniejszych albumach: PITCHFORKMEDIA: 'Salaryman make rock music for car commercials...appealingly dark atmospherics, snarling keyboards, and propelling drumbeats that prominently bring to mind Trans Am (both the band and the car).' VIGILANTE (UK): 'Salaryman combine rap beats with lazy droning keys, odd samples and weird bleeps. The result is a hybrid of instrumental Stereolab and the hip hop experimentation of DJ Krush.' CITY SLANG (UK): 'Salaryman push dub away from its roots and out where it should be, in experimental orbit around various krautrock superclusters.' ..::TRACK-LIST::.. 1. Obumbrata Et Velata 04:14 2. Green Stamp 03:14 3. Three Hole Punch 03:01 4. Ridin' A Wire Fence 04:09 5. Portwine Road 03:55 6. The Vorticists 02:46 7. First Person Shopper 03:52 8. Van Of Angels 03:53 9. The Electric Forest 04:10 10. eYES 05:05 ..::OBSADA::.. Jim Valentin - e-bow, organ, theremin Howie Kantoff - acoustic and electric drums Rose Marshack - low mono, samples, broadcast Rick valentin - high poly, samples, edit https://www.youtube.com/watch?v=QwU02IEyidQ SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-08-19 16:53:46
Rozmiar: 89.73 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Salaryman powrócił! Jedna z najważniejszych amerykańskich grup post-rockowych (new-kraut-rockowych?) lat 90-tych obok Tortoise czy Trans Am (dwa albumy dla City Slang: “Salaryman” i “Karoshi”) prezentuje nowy album. Historia zatacza koło, europejska wersja będzie wydana przez Gusstaff Records, label, który pod koniec lat 90-tych dystrybuował w Polsce City Slang (a więc i obie płyty Salarymana) a nawet wydał licencyjną wersję “Karoshi” na kasecie (tak, wtedy kaseta była jeszcze pełnoprawnym nośnikiem w Polsce...). Wersja amerykańska została wydana przez label Twelve Inch Records założony przez członków zespołu. Po siedmiu latach milczenia Salaryman wyłania się z silikonowej prerii w Illinois z trzecim albumem: The Electric Forest. Dziesięć instrumentalnych jak zwykle utworów, sięgających od ambientu do agresywnego noise. Elektronicznie i gitarowo. Transowo i piosenkowo. Uslyszycie tu zarówno fascynacje Brianem Eno jak i Kraftwerkiem, Can czy Faustem. The Electric Forest to doskonały soundtrack do przejażdżki o północy pustynną autostradą, ewentualnie (z powodu np. rosnących cen paliwa) idealne tło muzyczne na wieczór spędzany w domu przy oglądaniu telewizji na olbrzymim ekranie u sąsiadów przez okno sypialni... Członkowie Salaryman znani są także z jeszcze jednego projektu, znacznie starszego i bardzo popularnego w ich ojczyźnie: Poster Children, gdzie dają upust swej punkowej energii... ale to już zupełnie inna historia. prasa zagraniczna o wcześniejszych albumach: PITCHFORKMEDIA: 'Salaryman make rock music for car commercials...appealingly dark atmospherics, snarling keyboards, and propelling drumbeats that prominently bring to mind Trans Am (both the band and the car).' VIGILANTE (UK): 'Salaryman combine rap beats with lazy droning keys, odd samples and weird bleeps. The result is a hybrid of instrumental Stereolab and the hip hop experimentation of DJ Krush.' CITY SLANG (UK): 'Salaryman push dub away from its roots and out where it should be, in experimental orbit around various krautrock superclusters.' ..::TRACK-LIST::.. 1. Obumbrata Et Velata 04:14 2. Green Stamp 03:14 3. Three Hole Punch 03:01 4. Ridin' A Wire Fence 04:09 5. Portwine Road 03:55 6. The Vorticists 02:46 7. First Person Shopper 03:52 8. Van Of Angels 03:53 9. The Electric Forest 04:10 10. eYES 05:05 ..::OBSADA::.. Jim Valentin - e-bow, organ, theremin Howie Kantoff - acoustic and electric drums Rose Marshack - low mono, samples, broadcast Rick valentin - high poly, samples, edit https://www.youtube.com/watch?v=QwU02IEyidQ SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-08-19 16:48:25
Rozmiar: 254.85 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
|